piątek, 3 sierpnia 2012

Ogłoszenie!

Ruszył nowy blog yaoi ,,Małżeństwo z rozsądku" - to lekka komedia romantyczna osadzona w realiach współczesnej Polski. Zapraszam do czytania. Piszcie o pierwszych wrażeniach.Link macie podany obok.

piątek, 18 maja 2012

Rozdział 38 + Epilog


To już ostatni rozdział „Twierdzy Szkarłatnego Mroku''. Proszę wszystkich o wyciągnięcie chusteczek i pochowanie noży ( to do ciebie Yaoi Hime). Przypuszczam, że nie wszystkim spodoba się zakończenie, ale było konieczne z powodów, które zrozumiecie w następnym opowiadaniu.
Ive, ja po prostu lubię to robić. Moja codzienność często jest bardzo smutna i dlatego chwile, kiedy piszę i przenoszę się w inny, barwny, pełen przygód świat, są dla mnie odskocznią od szarej rzeczywistości i sprawiają mi ogromną przyjemność.


Kiedy następnego dnia, Kayl, późnym popołudniem wrócił do domu, ledwo zdążył przekroczyć próg salonu, a Ashlan z Yuriko rzucili się w jego kierunku, chwycili za ręce i posadzili między sobą na kanapie. Potraktowany jak marionetka głodny i zmęczony mężczyzna, zacisnął złośliwie usta i popatrzył na nich oburzony. Doskonale wiedział, że płoną z ciekawości i postanowił trochę ich podręczyć.
- No opowiadaj, czego chciał od ciebie cesarz? – rzucił Yuriko kręcąc się niecierpliwie.
- Nie daj się prosić – poparł go książę.
- Zjadłbym coś, poza tym jestem strasznie śpiący. Chyba będziecie musieli poczekać do jutra, na relację z wizyty w pałacu – ziewnął demonstracyjnie Kayl. Nie zdążyć nawet mrugnąć powiekami, jak przed nim pojawił się mały stolik, suto zastawiony jadłem, a pod plecy włożono mu wygodną poduszkę. Yuriko z psotnym uśmiechem na twarzy wepchnął mu do ust sporą kanapkę.
- Teraz możesz mówić, tylko się nie udław – przysunął się bliżej i pogłaskał go po policzku. Został jednak natychmiast odciągnięty na bok, przez niezadowolonego Ashlana.
- Zostaw go w spokoju i daj mu się najeść – książę posadził sobie chłopaka na kolanach, rzucając Kaylowi nieprzyjazne spojrzenie. Ciemnowłosy wojownik odpowiedział mu podobnie, krzywiąc ustaw ironicznym grymasie. Yuriko popatrzył to na jednego, to na drugiego i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Co z wami, dostaliście nagle jakiegoś ataku zazdrości? Odbija wam? Chyba nie macie zamiaru wrócić do początków?
- Chyba taki właśnie mamy zamiar – wymamrotał Kayl przełykając kanapkę. – Jeśli tego jeszcze nie zauważyłeś skarbie, to przyjaźń między mną, a księciem już się skończyła. Nie mam takiego miękkiego serduszka jak ty i nie potrafię mu wybaczyć tego co zrobił.
- Proszę, nawet tak nie żartuj! Tylko mi nie mów, że zaczniecie z powrotem te głupie walki samców?
- Słońce, prawdopodobnie, będziesz musiał w końcu wybrać między nami. Myślałem, że jestem w stanie jakoś go tolerować i z początku nawet się ucieszyłem, że będzie z nami, ale to nieprawda. Te długie miesiące, kiedy samotnie walczyłem o twoje życie i zdrowie,  zupełnie zmieniły moje uczucia w stosunku do niego. Zastanów się, którego z nas naprawdę kochasz, a drugiemu pozwól odejść i ułożyć sobie życie na nowo. Za każdym razem, kiedy on cię dotyka mam ochotę drania zabić. Prędzej, czy później stracę nad sobą panowanie i rzucę się na niego. Wiem, że on czuje to samo w stosunku do mnie. Przykro mi, że stawiam cię przed takim dylematem w twoim stanie, ale to konieczne dla spokoju nas wszystkich.
-Kayl, jak ty sobie to wyobrażasz? Co będzie z dziećmi? Należą do was obydwu – odparł chłopak, patrząc na niego żałośnie pełnymi bólu oczyma.
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Nie mam pojęcia, jak przeżyłbym choćby jeden dzień bez ciebie. Kocham cię ponad wszystko, ale jego obecności nie zniosę. Wybacz skarbie.
- Ashlan, powiedz coś, wybij mu z głowy ten niemądry pomysł! – zwrócił się do milczącego księcia zrozpaczony rozwojem sytuacji Yuriko.
- Co mogę zrobić? Uważam, że on ma rację. Widzę, jak na mnie patrzy odkąd wróciłem. Płomień zazdrości i nienawiści w jego oczach, z dnia na dzień jest coraz większy. Nic na to nie poradzę. Zasłużyłem na jego gniew i pogardę, ale kocham cię równie mocno jak on i jeśli to mnie odtrącisz, nie sądzę, abym umiał sobie jeszcze ułożyć życie z kimś innym. Lubiłem Kayla, może nawet więcej niż lubiłem, ale to ty jesteś tą osobą, dla której zapłonęło moje serce. Wiesz dobrze, że z natury nie jestem zbyt skłonny do gorących uczuć. Ty jesteś moją jedyną szansą na miłość. Te miesiące bez ciebie były straszne. Jakby ktoś wrzucił mnie do lodowatego oceanu, który zamroził we mnie wszelkie emocje. Przestałem czuć cokolwiek, nawet głód i pragnienie. Maleńki wiem, że to do czego cię zmuszamy jest okrutne, ale lepiej będzie jeśli nie będziemy tego dłużej ciągnąć. Damy ci tyle czasu ile potrzebujesz, ale proszę nie odwlekaj decyzji zbyt długo – obaj mężczyźni wstali jak na komendę i zostawili chłopaka samego, pogrążonego w smutnych myślach. Yuriko zupełnie zapomniał, po co tu się zebrali. Sprawy pałacu, cesarz kompletnie wyleciały mu z głowy. Nie miał pojęcia co teraz zrobi. Chciał ich obydwu, nie potrafił między nimi wybrać. Kochał tych upartych, dumnych mężczyzn z całego gorącego, małego, drżącego serca. Położył trzęsące się dłonie na swoim wydatnym brzuchu.
- Tatusiowie się pokłócili i nie chcą dłużej być razem! Co my teraz zrobimy moje maleństwa? – mówił cicho głaszcząc delikatnie napiętą skórę i wybuchną głośnym, niepohamowanym płaczem.
…………………………………………………………………………
Od rana trwały przygotowania do wizyty cesarza z małżonką. Zamek został wypucowany od piwnicy po dach przez pedantyczną Lirael. Wszystko wokół lśniło czystością i pachniało świeżymi ziołami. Zastosowano najwyższe środki bezpieczeństwa, jakie przyszły im do głowy. Wszyscy byli świadomi, że cesarz z pewnością nie przybywa bez ważnego powodu. Niestety, kiedy Kayl podczas wizyty w pałacu spytał o to, władca niczego mu nie wyjaśnił. Stwierdził tylko, że najwyższy czas się pogodzić, skoro w drodze są już wnuki. To ma być towarzyskie spotkanie, a formalne sprawy omówili by potem ich prawnicy. O wyznaczonej godzinie czekali niecierpliwie w salonie na przybycie znamienitych gości. Yuriko miał siedzieć na fotelu i nie ruszać się stamtąd pod żadnym pozorem. Przez cały czas miał mu towarzyszyć jeden z mężczyzn. Portal się otwarł i wyszedł z niego uśmiechający się chłodno cesarz razem z bladą, wyglądającą na chorą, żoną.
- To dobrze, że wszyscy już są – skinął im łaskawie głową na powitanie  – myślę, że przystąpimy od razu de sedna sprawy. Było między nami wiele nieporozumień, ale skoro mam zostać dziadkiem – tu nieznacznie się skrzywił - to najwyższy czas zakopać już topór wojenny – zaczął swoją przemowę mężczyzna, bacznie rozglądając się dookoła i gromiąc wzrokiem przestraszoną z jakiegoś powodu małżonkę.
Tymczasem Kayl, zaniepokojony dziwnym zachowaniem kobiety, zaczął bacznie przyglądać się rozprawiającemu władcy, powoli zbliżającemu się do Yuriko. Podniósł się i podał mu kieliszek słodkiego wina. Niespodziewanie coś błysnęło na nadgarstku Lorena. Wojownik zaciekawiony rzucił okiem. – „ Bransoletka? Od kiedy ten nadęty dupek nosi taką biżuterię’’ – wyciągnął rękę, aby dotknąć błyskotki. W tym momencie został niespodziewanie zaatakowany przez władcę Sheridanu, który wystraszył się, że jego okrutny podstęp został odkryty przez wojownika. Wysunął cieniutkie ostrze sztyleciku i wbił je w dłoń nachylającego się w jego stronę mężczyzny. Ten zareagował odruchowo. Chwycił cesarza za rękę i skręcił ją tak, że ukryta sprytnie broń skaleczyło także jego. Przerażony Loren wyszarpnął się z jego uchwytu i przewrócił się na ziemię, chwytając się za gardło.
- Ty cholerny idioto, zabiłeś nas obu! To było przeznaczone dla tego ohydnego znajdy i jego bachorów, nie dla ciebie.
Kayl poczuł, że robi się mu słabo. Ciemne płatki zaczęły mu latać przed oczyma. Osunął się na pobliską otomanę chwytając się za serce. Przerażony Yuriko widząc co się dzieje, rzucił się w kierunku wojownika i uklęknął u jego stóp. Zaczął potrząsać nim, próbując przywrócić go do przytomności. Zdezorientowny  Ashlan wezwał na pomoc Lirael, która od razu udała się na poszukiwanie lekarza. Kayl z trudem otworzył szkarłatne oczy i spojrzał na pobladłą, zalaną łzami buzię Yuriko z ogromną czułością.
- Skarbie, nie płacz, tak będzie dla wszystkich lepiej. Nie będziesz musiał wybierać między nami. Los zadecydował za ciebie. Teraz będziecie bezpieczni -  ty i nasze dzieci. Opowiedz im o mnie jak dorosną. Tak mi zimno, robi się coraz ciemniej. Weź mnie za rękę – wyszeptał  cicho mężczyzna sinymi wargami. Yuriko ujął jego lodowatą dłoń, próbując ją ogrzać własnym oddechem. Ashlan uklęknął z drugiej strony i pochwycił lewą rękę konającego kochanka.
- Nie bój się, zaopiekuję się nim. Kiedyś wszyscy się spotkamy, a do tego czasu czuwaj nad nami – zaszlochał rozpaczliwie książę – nigdy nie chciałem twojej śmierci. To moja wina, nigdy nie powinienem był tu przyjeżdżać. Ściągnąłem na was mojego szalonego ojca.

Kiedy po kwadransie przybył lekarz, nie miał już nic do roboty. Klątwa wyryta na ostrzy sztyletu była wyjątkowo skuteczna i nie można było jej odwrócić. Obaj mężczyźni zmarli w ciągu kilku minut, zanim zdążyła nadejść jakakolwiek pomoc. Po chwili przybyli też medycy z pałacu, wezwani przez załamaną cesarzową. Mogli tylko potwierdzić diagnozę miejscowego medyka. Natychmiast zajęli się nieprzytomnym Yuriko. Chłopiec został przeniesiony do sypialni, a zdesperowany Ashlan trwał przy jego łóżku, nie wypuszczając jego dłoni ze swoich. Lekarze zbadali chłopaka, pokiwali poważnie głowami i zwrócili się do księcia.
- Wasza wysokość, wszystko jest w porządku. Dziecko jest zdrowe i ma się dobrze. Twój towarzysz też wkrótce przyjdzie do siebie. Na razie jest w szoku, ale to minie. Potem będzie wymagał troskliwej opieki. Proszę się nie martwić.
- Jak to dziecko – odezwał się zaskoczony doktor Kim – było ich dwoje, jestem pewien.
- Musiał się pan pomylić. To się często zdarza w pierwszej fazie stanu błogosławionego – odezwał się jeden z pałacowych lekarzy.
- Niemożliwe, badałem Yuriko wielokrotnie i za każdym razem widziałem dwójkę maluchów -  kręcił głową domowy medyk.
- Czasami zdarza się, że jeden bliźniak wchłonie drugiego, zwłaszcza na początku. Chłopak był przez długi czas pod wpływem silnego stresu, więc wszystko mogło się zdarzyć. Tym bardziej,  że to magiczna ciąża – stwierdził najstarszy z lekarzy.
……………………………………………………………………

Epilog

Gdzieś po drugiej stronie galaktyki. Cesarstwo Infernatu.

W wysokich górach, na stromej, niedostępnej skale stał okazały, kamienny dwór. Otaczał go niewielki, skromny ogród. Mizerne rośliny niepewnie pięły się w górę. Tutaj, w niesprzyjających warunkach przetrwały tylko te najsilniejsze. Widać było, że ktoś bardzo o nie dbał. Był wczesny ranek, jasne promienie słońca wpadały nieśmiało, do pogrążonej w ciszy sypialni, przez duże, pozbawione firanek okna. Leżąca na ogromnym, przykrytym skórami zwierząt  łożu kobieta, otworzyła szkarłatne, o pionowych źrenicach oczy . Skrzywiła się nieznacznie z bólu. Od kilku dni w brzuchu miała prawdziwą rewolucję. Nie tylko odczuwała dziwne skurcze, ale nabrzmiał zupełnie, jakby była w ciąży. Gdyby nie medycy, którzy zapewniali ją po ostatnim poronieniu, że nigdy nie będzie już matką, byłaby przekonana, że jest brzemienna. Zaczęła nawet odczuwać lekkie poranne mdłości. Leżący obok mąż chrapał w najlepsze. – „Mężczyźni, jakie gruboskórne z nich istoty. Ja tu cierpię, a ten śpi jak niemowlę. Tak bym chciała mieć córeczkę. W tym domu jest już zbyt wielu mężczyzn. Trzech synów i mąż to chyba, aż nadto na jedną kobietę. Może ci medycy się pomylili i jednak jestem w stanie błogosławionym’’ – mimo trapiących ją dolegliwości, zeskoczyła żwawo łóżka i pobiegła do łazienki.  – „Jutro pojadę do stolicy i pójdę do najlepszego lekarza. Przekonamy się czy mam rację. Niepokoi mnie tylko, ten straszny sen, który nawiedza mnie co noc od paru dni. Może jakiś mag będzie umiał mi pomóc i wytłumaczy mi, o co w nim chodzi. Czuję, że to coś bardzo ważnego.’’ – po podjęciu tych ważnych decyzji od razu poprawił się jej humor. Zawsze marzyła o jasnowłosej dziewczynce, a urodziła trzech dorodnych, teraz już prawie dorosłych synów, kropka w kropkę podobnych do ojca. Jeśli bogini pozwoli, jej pragnienie się spełni i niedługo będzie trzymała w ramionach swój mały skarb.
Niestety bogowie są dość przewrotni i nie zawsze spełniają nasze prośby, tak jakbyśmy tego chcieli. Pogrążona w marzeniach, ciemnowłosa kobieta zupełnie o tym zapomniała. Ale to już zupełnie inna historia………..

……………………………………………………………………
 Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy wytrwali do tego rozdziału. Wasze komentarze przez długi czas ogrzewały moje serce i zachęcały mnie do pisania. Mam nadzieję, że opisana historia się wam podobała.
Czy ktoś z was zauważył drugi tytuł opowiadania „ Kroniki czarnych gwiazd’’? Już wkrótce następna część Kronik. Nie wymyśliłam jeszcze tytułu, ale bohater jak się zapewne domyśliliście, już jest w drodze.










sobota, 12 maja 2012

Rozdział 37


Ashlan w głowie miał kompletny chaos. Z wrażenia, aż oparł się o stojącą obok komodę. Książę korony nie powinien robić z siebie widowiska i zasłabnąć  z powodu targających nim emocji. Musi się opanować. Już wcześniej miał pewne podejrzenia, co do stanu Yuriko, ale to co zobaczył i tak zupełnie go zaskoczyło. Widać było, że ciąża jest zaawansowana, a chłopak ma do niego ogromny żal z powodu jego wcześniejszego zachowania. Nawet nie chciał spojrzeć w jego stronę. Książę miał ogromne kłopoty ze skupieniem myśli. Zdrowy rozsądek i zimna krew, z  której tak zawsze był dumny, odleciały gdzieś w siną dal.
- Czyje to dziecko?- zadał najgorsze i zarazem najgłupsze z możliwych pytań.Od razu też otrzymał gwałtowną odpowiedź. Chłopak poczerwieniał z gniewu, zamachnął się i strzelił mu w twarz z całej siły.
- Sam sobie zrobiłem, przecież jestem dziwolągiem! Już zapomniałeś draniu co robiliśmy przez kilka miesięcy?! – uderzył ponownie księcia w drugi policzek odbijając mu wszystkie pięć palców.- A może ty uważasz, że wziąłem sobie kochanka? To do ciebie podobne, myśleć o innych jak najgorzej!
- Ale Yuriko, ja tylko…
- Zamknij się zasmarkany arystokrato i wracaj do swojej złotej klatki. Nie potrzebuję cię do niczego. Sam sobie dam radę, a Kayl mi pomoże. On w przeciwieństwie do ciebie ma dobrą pamięć, wie co to lojalność i nie zapomniał z kim się bzykał przez ostatnie miesiące.
- Pozwól, że…
- Lepiej się wynoś, zanim stracę cierpliwość i cię zatłukę, bałwanie. Wiesz, że zabicie dla mnie kogoś to pestka, a ostatnio co noc śnię, jak przerabiam cię na krwawą miazgę- chłopiec nieznacznie się skrzywił i złapał za brzuch.
-Uspokój się, bardzo cię proszę, bo jeszcze zaszkodzisz dziecku- próbował załagodzić sytuację książę, patrząc z niepokojem na ból, malujący się na buzi chłopaka.
- Czym się przejmujesz, dla ciebie to nawet lepiej, że poronię. Będziesz miał bękartów z głowy – wyrzucił z siebie gorzkie i smutne słowa Yuriko.
- Przestań mi wkładać w usta wyrazy, których nie wypowiedziałem. Usiądź wreszcie, widać, że źle się czujesz – pobladły Ashlan, którego wypowiedź kochanka głęboko zraniła, nie mógł się jednak powstrzymać, wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął brzuszka chłopca.
-Zabieraj łapy od moich maluszków, łajdaku! – rozgniewany Yuriko gwałtownie odtrącił jego rękę, nie zauważając, jak książę zmienił się na twarzy i zagryzł do krwi usta.
-Musimy poważnie porozmawiać, ale najpierw musisz się opanować. Wiem, że mnie teraz nienawidzisz, więc zrób to ze względu na dzieci – książę nie bacząc na protestującego chłopaka, wziął go na ręce i podążył z nim do sypialni. Obserwujący dotąd w milczeniu sytuację Kayl, otworzył przed nimi drzwi do pokoju.
-Yuriko, on ma rację, połóż się i odpocznij. Musicie wszystko sobie wyjaśnić, ale teraz, najważniejsze jest twoje zdrowie. Pamiętasz co powiedział lekarz? – mężczyzna skinął na Ashlana i wskazał głową na łóżko. – A co do ciebie, to nie myśl, że ci wybaczyłem. Odwróciłeś się nie tylko od niego, ale i ode mnie. Nie masz pojęcia co ja tu przeżyłem i nie było nikogo, kto by mi dał odrobinę wsparcia. Idź sobie, twój pokój nadal należy do ciebie. Spotkamy się wieczorem i omówimy nasze sprawy. I uważaj co mówisz do Yuriko, on jeszcze niedawno był na granicy życia i śmierci. Jak coś mu się stanie to znajdę sposób, by cię zabić własnymi rękami – chłodne, pogardliwe słowa Kayla uderzyły w Ashlana z całą swoją siłą. Wiedział już, że stracił na zawsze miejsce w sercu tego dumnego wojownika. Już nigdy nie będzie mógł szukać schronienia w jego objęciach. Powlókł się do swojej sypialni ze spuszczoną głową. Gdzieś zniknęła cała jego arogancja i wyniosłość. Usiadł na fotelu przed płonącym kominkiem i ukrył twarz w drżących dłoniach, skulił ramiona. Teraz, gdy jest sam, może pozwolić sobie na chwilę słabości. Po chwili, między palcami tego nieprzystępnego arystokraty zaczęły płynąć gorące łzy.- Co on teraz ma zrobić? Sytuacja jest bez wyjścia. Z jednej strony doprowadzony do ostateczności, wściekły cesarz, zdolny do każdej podłości. Z drugiej ciężarny Yuriko, z którego jak się właśnie okazało, egoistycznie nie potrafił zrezygnować. A przecież dla dobra chłopaka powinien to zrobić, inaczej jego szalony ojciec będzie ich ścigał do końca świata. Jak sprawić, aby mogli być razem nie narażając przy tym kochanka i maleństw?
…………………………………………………………………………………………
Tymczasem w pałacu, cesarz Sheridanu niespokojnie wyglądał przez okno. Było już bardzo późno, a oczekiwany człowiek nadal się nie pojawiał.- Co go mogło zatrzymać? Czyżby ktoś odkrył spisek? Byłem taki ostrożny, niemożliwe, aby ktoś się zorientował, co chcę zrobić!- denerwował się coraz bardziej. Nareszcie usłyszał na korytarzu energiczne kroki. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę wejść – rzucił niecierpliwie. Do pokoju wszedł zakapturzony, niski mężczyzna i bez słowa podał mu małe, ozdobione kryształami pudełeczko.
–Co to takiego? – zapytał cesarz zaciekawiony.
- Otwórz panie  i sam sprawdź. W tej bransolecie schowany jest niepozorny sztylecik. Wystarczy lekko nacisnąć, aby wysunąć ostrze. To nie jest zwyczajna broń. Jeśli przebijesz nią skórę swojego wroga, wbudowane w ostrze zaklęcie zmiesza się z jego krwią, umrze w ciągu kilku minut i nic nie zdoła go uratować. Jedyną wadą jest to, że musisz podejść bardzo blisko. Nie potrzeba wbijać go głęboko, wystarczy płytkie nakłucie. Mój mistrz przekazuje ci ten podarunek, jako podziękowanie za to, co dla nas zrobiłeś. Bądź pozdrowiony wasza wysokość – mężczyzna ukłonił się nisko i wyszedł, pozostawiając cesarza z nową zabawką. Loren usiadł i głęboko się zamyślił.-Teraz tylko wystarczy znaleźć jakiś pretekst, żeby zbliżyć się do chłopaka. Trzeba to będzie szybko zorganizować, zanim urodzi się bękart. Wtedy za jednym zamachem pozbędzie się obydwu kłopotów. Może udam, że przemyślałem sprawę i chcę się pogodzić? Wezwę tu tego bałwana Kayla na rozmowę i grzecznie umówię się na rodzinną, pojednawczą kolację. Jeśli wszystko dobrze zaplanuję, Yuriko nawet nie zorientuje się, kto go dźgnął.
…………………………………………………………………………………………
Zapadł zmierzch i Ashlan obudził się z niespokojnego, pełnego koszmarów snu. Dochodziła już ósma. Najwyższy czas udać się na kolację. Książę westchnął ciężko i stanął przed lustrem. Zaczął doprowadzać się do porządku. Ten nawyk był w nim głęboko zakorzeniony. Cokolwiek by się nie stało, następca tronu musi wyglądać idealnie. Z natury był pedantyczny i lubił wszystko co piękne. Niestety zaczerwienionych oczu i opuchniętych powiek nie da się ukryć. No cóż, najwyżej zwali wszystko na zmęczenie i przepracowanie. Uniósł dumnie głowę i ruszył do jadalni. Kayl i Yuriko już tam na niego czekali. Skinął im głową i usiadł za stołem.
-Może najpierw coś zjemy. Jak zaczniemy się kłócić podczas posiłku, to potem dostaniemy niestrawności, a Yuriko musi się dobrze odżywiać- odezwał się Kayl.
-W porządku, najpierw zjemy. Przestań grzebać tym widelcem w talerzu mały i tak widać, że nic jeszcze nie zjadłeś. Jak zaraz nie włożysz czegoś do buzi, to cię nakarmię na siłę i zapewniam, że Kayl mi w tym pomoże.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi. Przez długi czas miałeś nas gdzieś, więc nie zgrywaj teraz zatroskanego tatuśka – chłopak pokazał mu język, jednocześnie posłusznie wkładając do buzi kawałek mięsa.
-Nie mam pojęcia jak ty do tej pory sobie radziłeś, on jest niemożliwy – westchnął bezradnie  Ashlan.
-Faktycznie było ciężko. Straszny z niego mały drań. Wszystko chce robić po swojemu i wcale na siebie nie uważa – przytaknął mu wojownik. Po zjedzonym posiłku, który trwał bardzo krótko z powodu kompletnego braku apetytu wszystkich uczestników, udali się do salonu. Yuriko usadowił się na kanapie, wyciągając przed siebie długie nogi. Ashlan chciał usiąść obok niego, ale chłopak osunął się na drugi koniec mebla, podkreślając tym samym, że nie chce mieć z nim nic wspólnego.
- Bardzo mnie nienawidzisz prawda? – zapytał cicho książę.
- Nie, wręcz przeciwnie, dbam tylko o twoje dobre samopoczucie. Nie chcę, abyś musiał się bezpośrednio stykać z takim plugastwem jak ja – odparł chłodno Yuriko- Jeszcze byś tu zwymiotował z obrzydzenia i pobrudził tą elegancką koszulę.
- Nie mam do ciebie siły, jak w twojej głowie powstają te dziwne teorie?
- O, nie bądź taki przewrotny! Czy to nie ty powiedziałeś, żebym się do ciebie więcej nie zbliżał? Ja tylko spełniam twoją prośbę.
-Byłem wtedy w szoku! Nigdy nie widziałem tylu martwych, zmasakrowanych ludzi. Nie jestem wojownikiem. Uczono mnie władać bronią, ale nigdy nie wziąłem udziału w żadnej bitwie. W dodatku ktoś, kogo miałem za delikatnego, bezbronnego chłopca okazał się prawdziwym demonem w walce. To wszystko zupełnie wytrąciło mnie z równowagi i powiedziałem o parę słów za dużo.
-To nie tłumaczy twojego zachowania później i długiego okresu milczenia. Nawet nie zainteresowałeś się, co tu się właściwie dzieje – Yuriko oskarżycielsko dźgnął go palcem w ramię.
- Dzieciaku, ja jestem w zupełnie innej sytuacji od was. Moja rodzina wywiera na mnie ogromną presję. Byłem wychowywany na następcę tronu, mój ojciec nie ma innych synów. On tak łatwo nie odpuści. Myślałem, że jak się będę trzymał od was z daleka, to cesarz przestanie w was widzieć wrogów. Nie miałem pojęcia o ciąży. Teraz, to zupełnie inna historia. Musimy wymyślić co robić dalej, bo przez przypadek dowiedziałem się co zamierza. Nie mam tylko pojęcia, w jaki sposób chce to osiągnąć.
- To będzie trudne – odezwał się Kayl – twój ojciec jest bardzo sprytny. O co chodzi Lirael? – zapytał wchodzącą do pokoju dziewczynę.
- Przybył posłaniec z pałacu z listem do ciebie – wręczyła mu zalakowaną cesarskim herbem kopertę.
- A to ci dopiero niespodzianka! – wojownik rozdarł kopertę i zaczął czytać.- Wiecie co to jest? To zaproszenie do zamku na spotkanie z cesarzem, w podobno bardzo ważnej sprawie. Twój ojciec Ashlanie nie traci czasu. Pewnie będzie mnie chciał przeciągnąć na swoją stronę. Warto tam pojechać i sprawdzić, o co chodzi temu łajdakowi.
-Lepiej nie ryzykuj! Przykro mi to mówić, ale on jest zdolny do każdej zbrodni!  Kayl to może być dla ciebie bardzo niebezpieczne, lepiej tu zostań i zajmij się Yuriko – powiedział zaniepokojony obrotem sprawy książę.- Ty nie znasz cesarza tak dobrze jak ja, a on ostatnio bardzo się zmienił.
-Nic mi nie zrobi, nie zaryzykuje wojny z Infernatem. To ty zostaniesz w twierdzy i przypilnujesz chłopca.
- Nie boisz się, że mogę go skrzywdzić. Nie mam przecież według was żadnych uczuć, więc co mi przeszkodzi porwać Yuriko i pozbyć się go po cichu? – odezwał się z goryczą w głosie Ashlan.
- Nie zgrywaj teraz cierpiętnika, sam sobie zasłużyłeś na takie traktowanie. Nie próbuj mną manipulować, zbyt dobrze cię znam i nigdy nie uwierzę w twoje zbrodnicze zamiary w stosunku do chłopaka. Odkąd tu wszedłeś nie odrywasz od niego wzroku, twoje ciało samo przesuwa się w jego kierunku, a ręce bezwiednie wyciągają się, aby go dotknąć. Cokolwiek byś nie powiedział, on nie jest ci obojętny. Nadal coś do niego czujesz.
- Bredzisz Kayl- odezwał się zimno Yuriko – ten zbudowany z lodu i pychy robot niczego nie czuje. Niech lepiej wraca do tatusia i poszuka sobie jakiegoś odpowiedniego kandydata, do płodzenia następnych pokoleń nadętych arystokratów. Nie chcę go więcej widzieć.
- Ty się lepiej zastanów czego chcesz mały. Ja byłbym za tym, aby się wyniósł na zawsze, ale wiem, że ty wcale tak nie myślisz. Przez wiele tygodni moczyłeś moje koszule łzami i wylewałeś swoje żale wprost do moich uszu. Gdybyś naprawdę chciał się go pozbyć, to już dawno byś go stąd wyrzucił. Na jedno twoje słowo Lirael  pozbędzie się go w mgnieniu oka.
- Ale z ciebie papla – odparł zawstydzony  Yuriko  spuszczając głowę. Rozpuszczone, jedwabiste pasma opadły mu na twarz, chcąc je odgarnąć, podniósł rękę i odsłonił nadgarstek. Na bladej skórze wyraźnie odcinały się brzydkie, czerwone blizny.
- Na boginię, co to takiego? Skąd to masz? – wykrzyknął zaskoczony książę blednąc na twarzy.
- A jak myślisz idioto? Jak sobie pojechałeś rzucając mu w twarz szereg zniewag to doszedł do wniosku, że taki potwór jak on, nie ma prawa żyć. Podciął sobie żyły. Gdyby nie Lirael już by go nie było.
- Po co mu to powiedziałeś? Teraz będzie miał satysfakcję, że jakiś głupiec z miłości do niego, chciał się zabić! – rzucił zdenerwowany chłopak kryjąc twarz w dłoniach. Książę nie spuszczając z niego przerażonych, pełnych niewypowiedzianego bólu oczu osunął się na kolana, u jego stóp.
- Yuriko, ty głuptasie, jak mogłeś to zrobić? Nie jestem tego wart, skarbie. Powiedziałem ci tyle strasznych słów. Kayl ma rację, powinieneś mnie wrzucić prosto do oceanu. Mogłeś stracić maleństwa. Chyba już sobie pójdę, nie powinienem tutaj przyjeżdżać, zadałem ci tylko niepotrzebne cierpienie i rozdrapałem rany. Byłem strasznym egoistą, ale tak bardzo chciałem cię zobaczyć. Ważna wiadomość była tylko pretekstem do spotkania z tobą, mogłem ją wysłać przez posłańca, lecz tak bardzo za tobą tęskniłem, że nie oparłem się pokusie. Teraz będziecie mieć przeze mnie tylko kłopoty. Jak cesarz się zorientuje, że byłem tutaj i wiem już o dzieciach, dostanie szału.
- Znowu chcesz mnie zostawić? – Yuriko odsłonił mokrą od łez buzię i wbił w Ashlane pełne smutku spojrzenie.
- Nie śmiałbym prosić cię o nic. Nie zasługuję na ciebie słoneczko. Może pozwolisz mi chociaż widywać dzieci?
- A więc tak to sobie wymyśliłeś, ty paskudny draniu? Ja zajmę się wszystkim, a ty będziesz przyjeżdżał raz na jakiś czas i brał maluchy na spacerek?! Nic z tego, jak chcesz być tatusiem, to na pełny etat. Wstajesz w nocy, zmieniasz pieluchy dajesz jedzonko i tak dalej! Na twoim miejscu, zabrałbym się od razu do roboty! Nie mamy jeszcze urządzonego pokoju dziecinnego.
- Czy to znaczy, że mogę zostać? – zapytał z nadzieją książę, patrząc niepewnie na rozgniewanego chłopaka.
- Ah te ciążowe hormony, prawdziwa huśtawka nastrojów. Teraz nie będę musiał sam stawiać im czoła  – stwierdził z zadowoleniem Kayl.

…………………………………………………………………………………………









piątek, 11 maja 2012

Rozdział 36

Yuriko obudził się wczesnym rankiem. Ktoś musiał wcześniej odsłonić zasłony, bo wpadające przez okno ciepłe promienie słońca łaskotały go po twarzy. Przez chwilę czuł się szczęśliwy. Znowu był w domu, który pokochał od pierwszego wejrzenia. Tutaj doświadczył  bezpieczeństwa i miłości. Ich wspólna sypialnia. Tyle tutaj pięknych wspomnień. Jego ręce bezwiednie powędrowały dotykając pustych miejsc po obu jego bokach.- No właśnie, dlaczego jest sam?- I w tej chwili zamroczony jeszcze snem umysł chłopca, zaczął podsuwać mu tragiczne wydarzenia z poprzedniego dnia. Jęknął zrozpaczony i opadł z powrotem na poduszki. Już nie miał ochoty wstawać. Przed oczami stanęła mu czyjaś jasnowłosa twarz, która od kiedy tutaj zamieszkali budziła go pocałunkiem. –Mój piękny Ashalan, czy już nigdy go nie zobaczę? Jego rodzina na pewno o to zadba, dla nich jestem tylko nic nie wartą przybłędą, nie godną ręki ich syna. Zresztą on teraz uważa mnie za potwora i chyba ma rację. Brzydzi się mną. Eh, Yuriko przecież to nie pierwszy raz ktoś cię odtrąca. Co ty sobie myślałeś zakochując się w tym facecie? Mogłeś przewidzieć jego reakcję. Wiele razy już takie widziałeś. Kiedy dowiadywali się o twojej prawdziwej naturze zawsze cię odtrącali. Uciekali ze strachem i odrazą na twarzach.  Jedynie Kayl i Zerel pozostali mu wierni, ale jak długo? Czas szybko zagoi ich rany. Zapomną o mnie i zajmą się swoimi sprawami .Byłem dla nich tylko kłopotem i ciężarem. Jestem okropnym wybrykiem natury i nie ma powodu, abym żył dalej, ale tak bardzo boję się śmierci. Może to jest jednak wyjście? Przecież martwi chyba niczego nie czują? Przestają cierpieć, a moje serce boli tak bardzo jakby rozrywało się na kawałki.-Chłopiec nawet nie zauważył jak po jego bladej buzi zaczęły obficie płynąć łzy. Spojrzał na stojący obok łoża niewielki stoliczek. Leżał na nim ostry sztylet służący zazwyczaj do rozcinania kopert. Chwycił go drżącymi dłońmi i z całej siły przejechał po obu nadgarstkach. Trysnęła jasno czerwona krew zostawiając ślady na białej, jedwabnej pościeli. Płynęła wartkim strumieniem wzdłuż dłoni tworząc na podłodze dwie spore kałuże. Po chwili zrobiło mu się zimno, przed oczyma zaczęły mu latać czarne płatki.- Jestem taki słaby i tak bardzo chce mi się sapać. Zamknę na chwilę oczy. Może jak się obudzę, będę już w innym, lepszym świecie bez bólu i tego przytłaczającego, dławiącego moją duszę smutku? Jestem taki zmęczony i samotny…..
…………………………………………………………………………………………………………………………
Kayl poszedł do łóżka nad ranem. Większość nocy i poprzedniego dnia przesiedział przy swoim pogrążonym we śnie towarzyszu. Został wypędzony przez Lirael kiedy już zupełnie słaniał się na nogach ze zmęczenia i zmartwienia. Cały czas zastanawiał się jak przekaże radosną nowinę Yuriko. Tak bardzo chciał aby Ashlan był tutaj. Z nich dwóch on zawsze był o wiele wymowniejszy, na pewno wiedziałby jak przekazać wiadomość chłopcu. Poszedł do sypialni obok i całkowicie ubrany położył się na łóżku. Popadł w krótką, niespokojną drzemkę, z której obudziło go żałosne zawodzenie przerażonej Lirael. Zerwał się na równe nogi i pobiegł prosto do chłopca. To co zobaczył spowodowało, że nogi się pod nim ugięły. W pierwszej chwili myślał, że nie ma już czego ratować. Przyłożył głowę do piersi chłopca i z zaskoczeniem poczuł słaby płytki oddech. Był nieprzytomny, ale na szczęście żył.
- Przestań jęczeć- wrzasnął na Lirael- sprowadź natychmiast lekarza.-Tu przydało mu się ogromnie doświadczenie wyniesione z wielu bitew. Zdjął swoją koszulę drąc ją na pasy. Przewiązał nimi krwawiące nadgarstki chłopca tamując upływ krwi.
-Nie waż się mi tu umierać! Co ty zrobiłeś głuptasie? Gdybyś umarł ja odszedłbym razem z tobą. Nie umiałbym już bez ciebie żyć. Otwórz oczy kochanie. Nie pozwolę ci odejść, a tego białowłosego dupka przyciągnę tu za kudły, jak będzie trzeba. Tylko mnie nie zostawiaj -szeptał zrozpaczony mężczyzna. Nie upłynął nawet kwadrans jak w drzwiach pojawił się zaniepokojony lekarz.
- Odsuń się od niego, muszę go zbadać. Jak mogłeś go do cholery zostawić samego?! Widziałeś w jakim był stanie idioto! Podaj mi torbę, może uda mi się uratować całą trójkę- mężczyzna zaczął się żywo krzątać wokół chorego. Podłączył mu do ramienia jakieś niewielkie urządzonko.- To uzupełni krew. Wprowadzę go na kilka dni w śpiączkę, aby organizm spokojnie się zregenerował. Będziemy go odżywiać dożylnie i jak bogini da to się uda wszystkich uratować. Obawiam się tylko wpływu, jaki taki duży krwotok będzie miał na dzieci. To początki ciąży więc mogą powstać jakieś wady, ale tym będziemy martwić się później.
-Dziękuje doktorze Kim ,gdyby nie pan stracił bym całą trójkę. Jestem panu ogromnie wdzięczny- odezwał się po dłuższym czasie Kayl, odetchnąwszy z ulgą na widok coraz głębszych oddechów Yuriko. Wie, że sporo w tym mojej winy. Nie powinienem był odchodzić od łóżka.
-Już dobrze książę-lekarz położył mu na ramieniu dłoń w uspokajającym geście-Ja też zawaliłem mówiąc, że będzie spał kilka godzin. Nie wziąłem pod uwagę że chłopak po takim stresie będzie miał przyspieszony metabolizm. Człowiek całe życie się uczy chłopcze!
…………………………………………………………………………………………………………………………..
Upłynęły już dwa miesiące odkąd Ashlan rozstał się ze swoimi towarzyszami. Snuł się po korytarzach bez celu w dzień i w nocy. Nie mógł spać, jeść, ani skupić się nad niczym. Nic go nie interesowało, nic nie cieszyło. Czuł się pusty i kompletnie wyprany z wszelkich emocji. Kiedy tylko zamknął oczy jego umysł zaczynał odtwarzać koszmar, który po raz pierwszy miał dzień po powrocie do pałacu. Obudził się wtedy wcześnie rano drżąc na całym ciele. Widział morze krwi i pływającą po nim jedwabną, białą chustę. Coś było na niej wyhaftowane. Chociaż się z starał nie mógł sobie przypomnieć jak brzmiał napis. Wiedział tylko, że było to coś bardzo ważnego. Ta uporczywa myśl prześladowała go przez całe dnie. Stojąc przy oknie zobaczył jak rodzice chyłkiem wracają do zamku. -Co to znowu za tajemnice? Długie peleryny, kaptury, przed kim oni się ukrywają? Może przede mną? Ostatnio nie chcą mi nic mówić i traktują jak chorego.-Tknięty przeczuciem książę schował się za zasłoną. Nastawił uszy zaintrygowany zachowaniem cesarskiej pary.
- Kochanie zauważyłeś to samo co ja, czy to tylko mi się wydawało? Dobrze, że złożyliśmy im wizytę w Twierdzy, bo oni na pewno nic by nam nie powiedzieli- odezwała się władczyni bardzo zaniepokojonym tonem.
- Tak, myślę, że mamy poważny problem. Nie waż się niczego mówić synowi. Trudno będzie pozbyć się tego bękarta. Dobrze by było, aby chłopak umarł wraz z nim. Niestety siedzi on nigdzie nie wychodzi. Muszę zapytać magów, może oni wymyślą jakiś sposób.
-Oszalałeś, zrobiłbyś coś takiego swojemu dziecku?! Nie widzisz co się z nim dzieje? Jak się dowie to kompletnie się załamie! Wiesz coraz częściej ostatnio myślę, że to ty jesteś tym potworem o który mówił Ashlan. Nie pozwolę ci na to!
-Zamknij się kobieto, albo skończysz tak jak twoja babka. Znajdę ci jakąś przytulną wieżę na końcu świata, A wszystkim powiem, że książę tak bardzo się zmienił, bo tak bardzo się przejął twoją chorobą. Jak się dowiem, że pisnęłaś chodź słówko to popamiętasz-dorzucił, patrząc na żonę bezlitosnym wzrokiem. Ashlam patrząc na oddalających się rodziców głęboko się zamyślił.- Jak zwykle się kłócą, ale ojciec staje się coraz bardziej okrutny i zaborczy. O kim oni mówili? Czy możliwe, żeby negocjowali z Kaylem i Yuriko? Pewnie bali się jak zareaguje i dlatego mu nie powiedzieli. Czy oni aby nie planują ich zabić? Trzeba będzie im o tym powiedzieć. Najpierw jednak dowie się jakie dokładnie plany ma ojciec.
………………………………………………………………………………………………………………………..
I tak książę spędził kilka następnych dni rozsyłając zaufanych szpiegów, którzy śledzili każdy krok cesarza. Po tym czasie miał już pełny obraz sytuacji. Dowiedział się co wymyślił jego ojciec i bardzo się mu to nie spodobało. Będzie musiał udać się do twierdzy i wyjaśnić wszystko byłym towarzyszom. Nie są już razem, ale to nie znaczy, że pozwoli ich zamordować jakiemuś psychopacie, któremu wydaje się, że robi to dla dobra kraju. Przeniesie się na planetę teleportem jakim obdarowała go Lirael i pozostaje tylko mieć nadzieję, że go wpuszczą do środka. Wieczorem zamknął się w ukrytej komnacie, o której istnieniu wiedział tylko on i otworzył bramę. Wszedł w nią i znalazł się na znajomej skarpie, skąd widać było Twierdzę Szkarłatnego Mroku. Dotknął dłonią runów na starożytnym kamieniu, będących czymś w rodzaju współczesnego dzwonka do drzwi. Most opadł bezszelestnie pozwalając mu podążyć dalej. Ashlan szedł na uginających się pod nim nogach. Prawdę mówiąc bardzo bał się tego spotkania. Nie widzieli się już od tak długiego czasu. Miał nadzieję, że zachowa się odpowiednio i utrzyma swoje emocje na wodzy. Kiedy dotarł na miejsce wyszła mu na spotkanie nieznajoma służąca i bez słowa  zaprowadziła go do ogrodu. Pierwsze co zobaczył, to siedzącego  na wygodnym fotelu Kayla pogrążonego w jakiejś lekturze. Yuriko stał odwrócony tyłem do niego ubrany w obcisłe czarne bryczesy i białą, luźną koszulę.-Tak bardzo chciałby teraz zobaczyć jego śliczną buzię, ale przecież nie ma do tego żadnego prawa.-W tym momencie Kayl podniósł głowę, a na jego twarzy wykwitł ironiczny, zimny uśmieszek.
-No proszę, co sprowadza waszą wysokość w nasze skromne progi.  Może lepiej nie siadaj, bo możesz sobie wybrudzić ten elegancki mundurek i nasze plebejskie krzesła.
-Daj spokój Kayl, niech mówi z czym przyszedł i się wynosi-usłyszał chłodny głos Yuriko.
-Czy tak bardzo mnie nienawidzisz, że nawet nie chcesz na mnie spojrzeć?- Zapytał cicho Ashlan.
-Nie nienawidzę cię, po prostu nie mam ochoty patrzeć na osobę, która uważa mnie za jakąś bestię.
-Wiesz, trudno się rozmawia z czyimiś plecami-powiedział książę. Yuriko z wahaniem odwrócił się  i mężczyzna, aż wstrzymał oddech na widok jego pięknej, smutnej twarzy. Wypełnione bólem srebrne oczy patrzyły na niego pełne udręki.
-Niełatwo patrzeć na kogoś, komu się bezgranicznie ufało, a kto nas zostawił w najtrudniejszym  momencie. Najlepiej będzie jak szybko wyjdziesz. Co się stało, że przypomniałeś sobie o naszym istnieniu?- Ashlan stał jak skamieniały nie mogąc wymówić ani słowa. Wpatrywał się jak zaczarowany w lekko wydatny brzuszek chłopca. Błądził wzrokiem po jego smukłej sylwetce kompletnie wytrącony z równowagi. Otwierał i zamykał usta nie mogąc wydobyć głosu.







Rozdział 35

Wszyscy zebrani w pokoju patrzyli z niedowierzaniem na rozgrywające się na ich oczach wypadki. Cesarzowa niezmiernie blada osunęła się na podłogę. Vader wytrzeszczał ze zdumienia swoje wielkie szkarłatne oczy, ale widać było, że sytuacja zaczyna mu się coraz bardziej podobać. Zwłaszcza od Yuriko nie mógł po prostu oderwać wzroku. Już kalkulował jakie to silne magicznie wnuki mogą na świat przyjść ze związku z jego synem. Ten pomysł wydał mu się naprawdę godny rozpatrzenia. Amal stał jak skamieniały z wyraźnym obrzydzeniem patrząc na rosnący stos trupów. Zasłonił twarz ręką usiłując się odciąć od dominującego w powietrzu  zapachu krwi i ekskrementów. On w przeciwieństwie do swojego brata nie spędził życia biorąc udział w bitwach i potyczkach. Od dziecka szkolono go na dobrego władcę. Cały jego czas zabierała nauka zarządzania państwem, narady i spotkania. Mimo włożenia sporego wysiłku w opanowanie buntującego się żołądka, w którymś momencie jednak nie wytrzymał i porzuciwszy swoje arystokratyczne maniery  zwymiotował wprost na swój elegancki haftowany złotem surdut. Jedyną opanowaną osobą był Kayl, który widząc co się dzieje, zaklęciem pozbył się walających się wszędzie zakrwawionych szczątków gwardzistów oraz wyczyścił miejsce z jakichkolwiek śladów walki. Tylko walające się wokół porozbijane meble świadczyły o tym co się przed chwilą tutaj wydarzyło. Loren nadal ściskał mocno ramię swojego syna, a jego mina świadczyła wymownie, że  nie wie co dalej ma robić. Nie wiedział czy Yuriko jest w stanie spełnić swoje groźby, ale wolał nie ryzykować konfrontacji, zwłaszcza po niedawnych wydarzeniach. Jego zdrowy rozsądek właśnie powrócił i podpowiadał mu, aby lepiej przeczekał sytuację i zobaczył co z tego wyniknie. Zawsze może uknuć nowy, lepszy plan na pozbycie się chłopaka. Niestety nie docenili tego dzieciaka, bo mieli zbyt mało danych na jego temat. Teraz postarają się bardziej, wiedząc z kim mają do czynienia. Nigdy w życiu nie widział u nikogo takiej niesamowitej mocy. Musi się na ten temat dowiedzieć czegoś więcej. Spojrzał z niepokojem na Ashlana, który od dobrego kwadransa nie odezwał się ani słowem. Wyglądało jakby cała krew odpłynęła z jego twarzy. Widać było, że jest w szoku. Oczy miał szeroko otwarte, nieruchome i patrzył przerażonym wzrokiem wprost na Yuriko jakby nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Robił wrażenie jakby miał zaraz zemdleć. Chłopak widząc jego złe samopoczucie podszedł bliżej i wyciągnął rękę, aby pogładzić go po bladym policzku. Książę odruchowo chwycił i odepchnął jego dłoń z wyrazem odrazy na twarzy.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Jesteś potworem- stwierdził cichym, drżącym głosem- o jakich opowiadał mi w dzieciństwie dziadek. Przypomniałem sobie, to znamię na twoim ramieniu to znak czarnych gwiazd, budzącego grozę rodu, który kiedyś terroryzował całą galaktykę. Władali straszliwą mocą zdolną strącać z nieba gwiazdy. Jednym słowem powodowali, że miliony ginęły w okropnych męczarniach. Nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę cię więcej widzieć- odwrócił się od oniemiałego Yuriko i opuścił salon głucho zatrzaskując za sobą drzwi. Po jego wyjściu zalany łzami chłopak osunął się na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Jego drobną sylwetką zaczęły wstrząsać niekontrolowane dreszcze.
-Ashlan, mój piękny Ashlan. Straciłem go na zawsze-szlochał rozpaczliwie jak dziecko -On ma rację, powinienem był umrzeć razem z moją matką. Nikt nie potrzebuje kogoś takiego-poczuł na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Silne ramiona uniosły go do góry i przytuliły do szerokiej klatki piersiowej.
-Ciśś maleńki, jestem z tobą. Ja nigdy cię nie opuszczę. Dla mnie będziesz zawsze moim największym skarbem, nie ważne co zrobisz-powiedział łagodnie Kayl.
- Ja tylko go broniłem. Gdybym tego nie zrobił nigdy byśmy go nie odnaleźli, a on teraz ma mnie za jakieś monstrum z legend. Przecież znamy się od tylu miesięcy. Nigdy nikogo nie tknąłem bez powodu nawet jednym palcem-łkał dalej nie mogąc się uspokoić.-To tak strasznie boli. Czuję jakby ktoś rozrywał na kawałki moją duszę.
-Chodź kochanie, powinieneś odpocząć. Skorzystajmy z teleportu, który na wszelki wypadek dała nam Lirael. Wracajmy do domu- mężczyzna wyjął z kieszeni małą, szarą kulkę rzucił ją na ziemię i już po chwili wszyscy zobaczyli między wymiarową bramę prowadzącą wprost do twierdzy . Yuriko spróbował zrobić krok do przodu, ale zachwiał się i byłby upadł gdyby nie pomoc wojownika. Skrzywił się przy tym łapiąc się za brzuch.
-Kayl coś jest nie tak. Czuję bardzo silny skurcz  i jakby kłucie. Jest mi niedobrze-wyjąkał chłopak i zwymiotował na dywan. Po czym osunął się w ramiona towarzysza całkowicie tracąc przytomność. Przestraszony mężczyzna wziął go na ręce i wszedł w portal znikając obecnym z oczu. Wrota zapadły się za nim z trzaskiem.
……………………………………………………………………………………………………………………….
-Yuriko trzymaj się –szeptał gorączkowo do ucha chłopca- jesteśmy w domu. Zaraz przyjdzie lekarz. Lirael już się tym zajęła- położył nieświadomego niczego chłopca na ogromnym łożu w ich wspólnej sypialni. Przebrał w piżamę zaklęciem bojąc się ruszać chorego, którego drobna sylwetka całkowicie utonęła w puszystej kołdrze. Widać było tylko jego delikatną, zmizerniałą buzię z mocno podkrążonymi, zamkniętymi oczami -Jak ty schudłeś i dlaczego wcześniej tego zauważyłem? Ostatnio faktycznie źle się czułeś, a my to zlekceważyliśmy. Jak mogliśmy być tacy nieodpowiedzialni. Przecież miałem podejrzenia co do jego stanu- Kayl kręcił się niecierpliwie czekając na doktora. Wreszcie do pokoju wszedł niski, pulchny mężczyzna dźwigający pokaźnego rozmiaru skórzaną torbę.
- Nazywam się Kim i jestem lekarzem. Czy to pacjent? – wskazał na leżącego nieruchomo chłopaka.
- Tak to on. Kilka minut temu uskarżał się na ból brzucha, po czym zwrócił zawartość żołądka i stracił przytomność. Wcześniej bardzo się zdenerwował.
-Pozwoli pan, że go zbadam. Jeśli jest pan bliską mu osobą to może zostać.
-To mój narzeczony-odparł Kayl. Doktor tymczasem rozpiął koszulę Yuriko i przystąpił do skanowania jego ciała. Zajęło mu to sporo czasu i kiwał przy tym bardzo poważnie głową mamrocząc coś do siebie pod nosem. Natomiast wojownik coraz bardziej się irytował.
-Długo jeszcze?- zapytał rozdrażniony.
-Właściwie to już skończyłem. Mam dwie wiadomości dobrą i złą, którą pan woli najpierw?
-Oczywiście, że tą gorszą- Kayl popatrzył na niego przestraszony.
-Spokojnie, pański narzeczony musi przez parę dni pozostać w łóżku. Proszę tego dopilnować. Zrobiłem mu zastrzyk uspokajający i będzie przez kilka godzin spał. To korzystnie wpłynie na jego stan.
-A druga nowina?
- Niech pan lepiej usiądzie, bo to może być dla  pana szok. Nie mam ochoty ratować dzisiaj jeszcze jednego faceta. Jestem bardzo zmęczony- odparł lekarz i kiedy zobaczył, że wojownik usadowił się wygodnie na fotelu podjął temat.-Zostanie pan ojcem. Udało się wam spłodzić bliźnięta. Ciąże magiczne są bardzo rzadkie i dość niebezpieczne dla matki, dlatego musi pan teraz bardzo dbać o swojego towarzysza. Nie wolno go stresować, bo możecie stracić maleństwa. Będę przychodził codziennie i kontrolował stan Yuriko. Na mnie już czas. I powodzenia-klepnął poufale Kayla w ramię- będzie wam potrzebne. Radzę sobie strzelić kielicha. Jakoś słabo pan wygląda. Hehe.
Wojownik popatrzył przerażony na oddalającego się, ogromnie zadowolonego z siebie lekarza.-Czego ten palant się tak cieszy? Drań zostawił mnie samego. Jak ja powiem o tym chłopcu? Już wcześniej groził nam, że jak zrobimy mu dzieciaka to się z nami rozprawi. Może on wcale nie chce mieć potomstwa? Co ja teraz biedny zrobię? Powinienem udusić tego palanta Ashlana za to jak się zachował. Za karę nic mu nie powiem o ciąży. Niech się idiota sam dowie-prychnął z oburzeniem- I będziemy mieć dwóch słodkich synków. Będę ich uczył polować i władać bronią. Teraz zostaniemy prawdziwą rodziną. Muszę tylko przekonać Yuriko, żeby za mnie wyszedł- rozmarzył się na dobre wojownik popijając solidnego drinka.
………………………………………………………………………………………………………………………..
 Tymczasem w pałacu cesarza Sheridanu panowała ogromnie ponura i nieprzyjemna atmosfera. Ashlan zamknął się w swoim pokoju i nie chciał z nikim rozmawiać. Siedział tam od kilku dni pijąc tylko wodę. Posiłki z jego sypialni wracały nietknięte. Na wszelkie próby kontaktu zupełnie nie reagował, wyglądało jakby zapadł w jakiś letarg. Władca  z początku zadowolony z obrotu sprawy teraz był coraz bardziej zaniepokojony stanem syna.
-Nie możemy tego dłużej tolerować. Powinniśmy tam wejść  z nim porozmawiać- przekonywał żonę.
- Myślisz, że nie próbowałam? Nie odpowiedział mi ani słowem. Zachowywał się tak, jakby mnie tam nie było. Powinniśmy chyba wezwać specjalistę.
-Oszalałaś kobieto, chcesz żeby rozeszły się plotki, że nasz syn jest szalony.
-No cóż w twojej rodzinie to chyba nic nowego. Kto tylko głosił niewygodne idee ogłaszany był wariatem i zamykany w jakimś dobrze strzeżonym miejscu-odparła złośliwie cesarzowa.
-Zamiast się kłócić lepiej do niego chodźmy- mężczyzna otwarł drzwi do pokoju syna i zerknął ciekawie do środka. Książę siedział w fotelu nieruchomo jak marmurowy posąg. Na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Jakby zastygła w gipsową maskę. Jasne włosy, o które tak zawsze obsesyjnie dbał, teraz miał rozpuszczone w nieładzie na ramiona. Kiedy podeszli bliżej witając się z nim głośno, nawet nie podniósł wzroku.
-Synku, martwimy się o ciebie-matka chwyciła jego lodowate dłonie w swoje-nie jesz, nie odzywasz się. Nie wiemy co robić. Wiem, że teraz cierpisz, ale uwierz mi wszystko przeminie. Jesteś jeszcze taki młody. Zapomnisz o nim i za kilka lat będziesz się z tego śmiał.
-Tego byście właśnie chcieli, prawda?- odezwał się książę zimnym, nieco zachrypniętym głosem. –Teraz nie pasuję wam do obrazu idealnego następcy tronu. Nie ważne, że moje serce zamieniło się w pył. Grunt, żebym nadal dobrze odgrywał swoją rolę. Mój mały chłopiec zamienił się w bestię i nie potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Ktoś kogo kochałem, stał się w demonem jednym ruchem ręki mordującym setkę ludzi, a ty mi mówisz, że będę się jeszcze śmiał? -jego oczy nagle zapłonęły chłodnym blaskiem-Precz, natychmiast wyjdźcie z mojego pokoju i niech was piekło pochłonie razem z całym Sheridanem- krzyknął na przerażonych jego zachowaniem rodziców- Znajdźcie sobie innego cynowego żołnierzyka, bo ten jest już martwy

Rozdział 34

Kiedy nasi bohaterowie następnego dnia wieczorem przybyli do stolicy Sheridanu i zostali wprost z lotniska skierowani do pałacu cesarskiego. Tam w małym, prywatnym salonie, oczekiwali na nich już wszyscy najważniejsi członkowie obu arystokratycznych rodzin, a mianowicie cesarz Loren wraz z małżonką oraz jego wysokość Vader razem z najstarszym synem Amalem. Wszyscy z wyniosłymi, dumnymi minami i widocznym niezadowoleniem na twarzach. W pokoju panowała nieprzyjemna, chłodna atmosfera. Yuriko jako pierwszy przekroczył próg i  widząc co się święci ukrył się z plecami swoich towarzyszy.
- Myślę, że nie ma co zwlekać-odezwał się zimnym głosem Loren-nazbierało się sporo spraw, które chcieliśmy z wami omówić, ale zanim przejdziemy do rzeczy chciałbym porozmawiać na osobności z moim synem. Pozwolicie więc, że oddalimy się na jakąś godzinkę i potem spotkamy się tu ponownie?
- Mam ten sam problem i zgadzam się z twoją propozycją. Może Amal zostanie tu z Yuriko i dotrzyma mu towarzystwa- poparł go Vader. I tak w ciągu paru chwil pokój zupełnie opustoszał. Zostali tylko wyżej wymienieni. Obaj młodzi mężczyźni patrzyli na siebie podejrzliwie. Zajęli miejsca po przeciwnych końcach ogromnej kanapy. Książę spoglądał na chłopca lekceważąco i pobłażliwie jak władca na prostego, podległego mu chłopa. Oceniał go wzrokiem podziwiając zgrabną, drobną sylwetkę, piękne srebrne oczy i długie, czarne włosy upięte skromnie  z tyłu głowy.-Śliczny dzieciak, ale takich na dworze jest na pęczki. Co takiego jest w nim, że brat gotowy jest dla niego przeciwstawić się ojcu- dumał nieco zdziwiony.- Jest bardzo młody, wydaje się taki kruchy i bezbronny. Chyba nie będziemy mieć problemów z zastraszeniem go!
Tymczasem Yuriko siedział ze spuszczoną główką smutny i przestraszony. Widział niechęć arystokratów w stosunku do siebie, a po wystąpieniu cesarza nabrał pewności, że będą chcieli ich rozdzielić. Wszystko zależało teraz będzie od jego towarzyszy. Jeśli rzeczywiście to co mówili wczoraj jest prawdą, to czeka ich bardzo trudna przeprawa z rodzinami. On jest dla tych dumnych arystokratów nikim, zwykłą znajdą, której trochę poszczęściło się w życiu. Nie pozwolą, aby wdarł się między nich.-Czy Ashlan z Kaylem kochają mnie na tyle, aby zmienić całe swoje dotychczasowe życie? Będzie to niełatwe zwłaszcza dla księcia, który jest przecież następcą tronu Sheridanu. -rozmyślał zalękniony chłopak.- A ten co się tak dla mnie gapi? Pewnie rozmyśla jak najlepiej namieszać mi w głowie, abym zrobił to co mi każą? Czy oni myślą, że jestem jakimś naiwnym dzieciakiem, którym będą manipulować bez trudu?
- Yuriko, mogę tak do ciebie mówić?- odezwał się arogancko Amal- Chyba wiesz o co ta cała afera? Mam nadzieję, że nie spodziewałeś się wejścia w jakiś bliższy związek z moim bratem. Nie ma szans, by nasza rodzina zgodziła się, abyście nadal utrzymywali ze sobą jakiekolwiek kontakty. Bądź mądry i zrób to co dla ciebie najlepsze.
- Masz na myśli najlepsze dla was-odpalił Yuriko, zmierzywszy księcia równie zimnym i wyniosłym wzrokiem. Wyprostował się i uniósł dumnie piękną główkę.- Sądzę, że nieco się pomyliliście co do mojej osoby. A decyzja nie należy do was, lecz do moich towarzyszy.-mężczyzna spojrzał na niego mocno zaskoczony jego postawą- Och chyba ten słodki  maluch ma jednak jakieś ząbki. Próbuje kąsać, to dość zabawne!
………………………………………………………………………………………………………………..
Tymczasem cesarz Sheridanu z małżonką zaprowadzili Ashlana do małego gabinetu i zamknęli drzwi, wyciszając je nieznanym mu zaklęciem. Rozsiedli się na fotelach przed płonącym kominkiem i wskazali synowi miejsce naprzeciwko siebie.
-Kochanie na pewno wiesz, dlaczego was tu wezwaliśmy- zagaiła matka-szczerze mówiąc powinniśmy to zrobić o wiele wcześniej, jak to proponowałam, ale ojciec oczywiście zlekceważył moje ostrzeżenia.
- Przestań nudzić, nikt nie ma ochoty słuchać twoich wynurzeń- odezwał się niegrzecznie Loren-nie będę owijał w bawełnę, masz natychmiast zerwać wszelkie kontakty z tym chłopakiem! Jeszcze dzisiaj arcymistrz zerwie wasze więzi.
-Czy do tego czasami nie potrzeba naszej zgody?- zapytał cicho Ashlan.
-Oczywiście, że tak. Ale z tym nie będzie chyba problemu prawda?!- skomentował chłodni cesarz patrząc na niego uważnie.- Do tej pory byłeś naszym oczkiem w głowie. Zawsze postępowałeś zgodnie z kodeksem, stawialiśmy cię wszystkim za wzór. Chyba teraz nie zamierzasz nas rozczarować synu- powiedział Loren patrząc z niepokojem na milczącego księcia.
-Nie widzę sensu w kontynuowaniu tej dyskusji ojcze. Nie pozwolę na to, abyś rozdzielił mnie z Yuriko. Nie jesteś w stanie przekonać mnie w żaden sposób do zmiany zdania.
- A jak ty sobie wyobrażasz sprawy sukcesji. Jesteś moim następcą. Jeśli ty zrezygnujesz, kto po mnie obejmie tron Sheridanu? Nigdy nie myślałem, że mój syn upadnie tak nisko, by wziąć sobie do łoża jakiegoś podrzutka i chcieć zalegalizować ten związek. Ty chyba oszalałeś? Skąd wiesz przez ile sypialni on odwiedził wcześniej? Nie znamy przeszłości tego chłopaka- zaczął krzyczeć cesarz zupełnie wyprowadzony z równowagi.
-Nie bądź wulgarny, dobrze wiesz, że to można sprawdzić. Poza tym ja zaświadczę, że mój towarzysz był niewinny, kiedy pierwszy raz go posiadłem, bo tak właśnie było. W dodatku mam naocznego świadka. Skoro tak bardzo przestrzegasz ten przeklęty kodeks, to wiesz co to oznacza, tatuśku-dodał ironicznie Ashlan- A o sprawie dziedziczenie już pomyślałem, więc nie masz się czym martwić.
-Mój boże, tylko mi nie mów, że …-powiedziała matka patrząc na niego przerażona. Nie dokończyła jednak zdania pod ostrzegawczym spojrzeniem syna.
-Zamilcz głupia kobieto! Tu się rozmawia o ważnych sprawach-wycedził do niej cesarz.-A ty chłopcze dobrze się zastanów nad decyzją i pomyśl nad konsekwencjami swoich czynów. Jeśli nie skończysz z tym szaleństwem porozmawiamy inaczej. Odeślę cię gdzieś daleko, gdzie nikt cię nie odnajdzie i dam ci tyle czasu do zmiany zdania ile będzie trzeba. A ja tymczasem zrobię piekło z życia twojego ukochanego. I co ty na to drogi synu?- rzucił wyniośle władca.
-Nic. Kocham Yuriko i chcę z nim spędzić resztę życia. Niepotrzebnie tutaj dyskutujemy. Możemy już wrócić z powrotem do salonu-odpowiedział mu równie arogancko książę.
-Dziecko dlaczego nie powiesz mu…- odezwała się jeszcze raz matka próbując przemówić im obu do rozsądku. Oczywiście Ashlan jak poprzednio przerwał jej wypowiedź.
-Wszystko w swoim czasie mamo. Chodźmy już- jasnowłosy mężczyzna ruszył w stronę drzwi. Za nim podążyli jego ogromnie zdenerwowani rodzice.
…………………………………………………………………………………………………………………….
Podobna sytuacja rozegrała się w innym gabinecie, ale uczestniczyły w niej tylko dwie naprawdę wściekłe osoby. Kayl ze swoim ojcem nawet nie próbowali zachować pozorów dobrego wychowania. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi rzucili się na siebie jak dwa koguty z trudem powstrzymując się od rękoczynów.
-Co ty sobie kurwa myślisz gówniarzy?- darł się Vader nie przebierając w słowach-Chcesz do mojego domu sprowadzić jakąś męską dziwkę? Całkiem straciłeś rozum na widok jego zgrabnego tyłka?
-Kto ci nagadał takich oszczerstw o Yuriko, ty stary baranie?!- wrzasnął na niego Kayl całkowicie zapominając o szacunku- Pewnie ten twój wystrojony jak ladacznica kłamliwy przyjaciel Loren? Jak ten obwieszony klejnotami fircyk śmiał powiedzieć coś takiego? Niech to udowodni ! A ty jak dobra papuga powtarzasz za nim! Nie masz własnego rozumu?!
- Nie mogę uwierzyć, że bronisz tego małego znajdę!- ryknął władca cały czerwony z gniewu.
-Uważaj jak mówisz o swoim przyszłym zięciu. Jeszcze raz go obrazisz i zacznę inaczej udowadniać swoje racje-oburzył się Kayl zaciskając pięści.
-A ja ci wybrałem takiego przystojnego towarzysza i w dodatku z dobrej rodziny. Wiesz pacanie jakie śliczne miałbym wnuki- wyjęczał zrezygnowany Vader zupełnie zmieniając front.-Mam trzech synów, a wszyscy jednakowo bezużyteczni. Żaden nie chce założyć rodziny. Jak już myślisz kutasem, ty nieudaczniku, to chociaż nie mogłeś zrobić mu dzieciaka? Czym ja sobie zasłużyłem na takie durne potomstwo? -mężczyzna w geście poddania się i rozpaczy wzniósł oczy do sufitu. Tymczasem Kayl stał oniemiały na środku pokoju, z wytrzeszczonymi oczami, zastygły w wyrazie nieopisanego zdumienia.-Jego staruszek tym razem przeszedł samego siebie! Nigdy by się nie spodziewał, że usłyszy od niego coś tak absurdalnego. Może biedak zwariował pod wpływem stresu?
-No co tak się dziwisz? Myślisz, że oszalałem. Wiesz ile czasu namawiałem twoją matkę na jeszcze jednego malucha? Ale ta głupia kobieta woli plotkować ze swoimi psiapsiółkami, niż bawić dzieci. Powiedziała mi, że urodziła mi trzech synów, więc niech teraz oni zajmą się przedłużaniem rodu.
-Trzeba było wziąć sobie konkubinę-rzucił Kayl ironicznie.
-Nawet tak nie żartuj, chcesz się mnie pozbyć. Matka wyrwała by mi serce i nakarmiła nim swoje ukochane ogary. Też mi doradca-popatrzył na niego z oburzeniem władca.
-Lepiej już chodźmy. A w sprawie wnuków może da się coś zrobić- czarnowłosy wojownik pochylił się do ucha ojca i zaczął mu coś szeptać z zapałem.
……………………………………………………………………………………………………………………….
I tak znaleźliśmy się znowu w prywatnym gabinecie cesarza Sheridanu. Ponownie zebrali się w nim wszyscy zainteresowani. Zagniewane twarze  obecnych i zaciśnięte pięści niczego dobrego nie wróżyły przyszłym rokowaniom.
-Może usiądziemy?- zaproponowała cesarzowa.
-Co ustaliliście?- zapytał Vader z ciekawością spoglądając na bladego ze złości Lorena.
- Jak to co? Yuriko wraca do twierdzy i tam zajmuje się ochroną naszych granic- odburknął mężczyzna.
- Nie o to pytałem, chodziło mi o nasze dzieci Lorenie i dobrze o tym wiesz.
- Chyba nie sądzisz, że pozwolę synowi na taki mezalians? Prędzej go zabiję własnymi rękami- odparł zimno władca Sheridanu.- A ty co o tym sądzisz?
-Kayl jest wystarczająco dorosły, aby zadecydować sam- odrzekł Vader wprawiając wszystkich w osłupienie.
-Co ty do cholery wygadujesz?- wydarł się na niego Loren porzucając wielkopańskie maniery.
-To co słyszałeś i nie waż się na mnie więcej podnosić głosu! Zajmij się swoją rodziną!- prychnął Vader i zupełnie przestał zwracać na niego uwagę. Zaczął gapić się za to bezczelnie na Yuriko lustrując go od stóp do głów, wyjątkowo szczegółowo oceniając jego okrągły tyłeczek. Zmieszany chłopak nie wiedząc o co chodzi, zaczerwienił się po same uszy.
-Widzę, że zmieniłeś zdanie! Ja w każdym razie zabieram stąd syna-chwycił Ashlana za rękę i usiłował się z nim teleportować w sobie tylko wiadome miejsce. Wypowiedział potężne zaklęcie, które wstrząsnęło murami pokoju.
-Kochanie co ty chcesz zrobić?- krzyknęła zaniepokojona zachowaniem męża cesarzowa.-Skrzywdzisz własne dziecko dla jakiś przestarzałych poglądów?- Brama między wymiarami zaczęła się otwierać ciągnąc obu szarpiących się ze sobą mężczyzn w swoim kierunku z ogromną siłą. Wszyscy zamarli przerażeni. Czyżby cesarz miał zamiar rzeczywiście pozbyć się tak hołubionego wcześniej syna?! Czy arystokratyczna  duma aż tak go zaślepiła, że zapomniał o wszystkim innym?
-Puść mnie, nieee…- krzyknął zrozpaczony Ashlan, nie mogąc wyrwać się z uścisku. Na ten pełne  trwogi słowa księcia Kayl i Yuriko gwałtownie zerwali się ze swoich miejsc. Ruszyli w stronę Lorena z drapieżnymi błyskami w oczach.
-Straż, natychmiast pozbyć się intruzów- wrzasnął cesarz i do pokoju wpadli uzbrojeni po zęby gwardziści. Byli to sami najlepsi wojownicy Akademii. Wybierani spośród tysięcy, mieli chronić rodzinę cesarską przed wrogami. Nie wahając się żołnierze przystąpili do ataku.
-Odwołaj ich –powiedział dziwnie spokojnym tonem Yuriko. Wszyscy spojrzeli na niego, zdumieni jego odwagą. Drobny, delikatny, młodziutki mężczyzna stał naprzeciwko prawie setki wojowników nie wykazując nawet odrobiny strachu. Jego sylwetka zaczęła powoli się zmieniać. Stał się jakby wyższy, a jego srebrne oczy zmieniły się w dwa tryskające energią wiry o pionowych źrenicach. Z małych dłoni wyrosły nagle ostre , zakrzywione, ociekające jadem  szpony.  Ale najbardziej zafascynowały obecnych ogromne, srebrno czarne, wspaniałe skrzydła, które pojawiły się nagle za jego plecami jakby znikąd. Rozpostarł je groźnie na całej długości. Nie wyglądały bynajmniej na ozdobę. Potężnie umięśnione stanowiły z pewnością niezłą broń. Jednym warknięciem zamknął gotowy już do działania portal. Brama zapadła się z trzaskiem. Na ten widok Loren krzyknął z wściekłości i dał sygnał do zaatakowania chłopca. Otworzenie nowej drogi w najbliższym czasie nie było już możliwe. Wymagało to zbyt wiele magii, aby mógł dzisiaj zrobić to ponownie. Yuriko widząc co się dzieje, nie wypowiadając nawet żadnego zaklęcia rozpętał piekło. Pod wpływem jego spojrzenia ciała wojowników rozdzierały się na strzępy pozostawiając na podłodze jedynie krwawą miazgę. Pokój wypełnił się wrzaskami konających. Po kilku minutach  nie pozostał już przy życiu ani jeden gwardzista.
-Odwołaj ich i pozwól nam odejść-powtórzył chłopak patrząc posępnie na cesarza.-Jeśli będzie trzeba zwalę ci twoją chałupę na głowę. Uwierz mi to dla mnie pestka. Mógłbym też wypalić do litej skały całą tą spaczoną planetę, ale mimo wszystko mieszka tu trochę porządnych ludzi- wykrzywił usta ukazując długie, białe kły. -Jak śmiałeś podnieść rękę na mojego towarzysza?! Żyjesz jeszcze tylko dlatego, że jesteś jego ojcem głupi staruchu! Nie masz pojęcia z czym masz do czynienia! Naprawdę myślałeś że mnie zastraszysz? Chciałem po dobroci, ale jak zwykle nie wyszło-wielkie, nieludzkie oczy młodego maga przewiercały cesarza na wylot.