piątek, 11 maja 2012

Rozdział 34

Kiedy nasi bohaterowie następnego dnia wieczorem przybyli do stolicy Sheridanu i zostali wprost z lotniska skierowani do pałacu cesarskiego. Tam w małym, prywatnym salonie, oczekiwali na nich już wszyscy najważniejsi członkowie obu arystokratycznych rodzin, a mianowicie cesarz Loren wraz z małżonką oraz jego wysokość Vader razem z najstarszym synem Amalem. Wszyscy z wyniosłymi, dumnymi minami i widocznym niezadowoleniem na twarzach. W pokoju panowała nieprzyjemna, chłodna atmosfera. Yuriko jako pierwszy przekroczył próg i  widząc co się święci ukrył się z plecami swoich towarzyszy.
- Myślę, że nie ma co zwlekać-odezwał się zimnym głosem Loren-nazbierało się sporo spraw, które chcieliśmy z wami omówić, ale zanim przejdziemy do rzeczy chciałbym porozmawiać na osobności z moim synem. Pozwolicie więc, że oddalimy się na jakąś godzinkę i potem spotkamy się tu ponownie?
- Mam ten sam problem i zgadzam się z twoją propozycją. Może Amal zostanie tu z Yuriko i dotrzyma mu towarzystwa- poparł go Vader. I tak w ciągu paru chwil pokój zupełnie opustoszał. Zostali tylko wyżej wymienieni. Obaj młodzi mężczyźni patrzyli na siebie podejrzliwie. Zajęli miejsca po przeciwnych końcach ogromnej kanapy. Książę spoglądał na chłopca lekceważąco i pobłażliwie jak władca na prostego, podległego mu chłopa. Oceniał go wzrokiem podziwiając zgrabną, drobną sylwetkę, piękne srebrne oczy i długie, czarne włosy upięte skromnie  z tyłu głowy.-Śliczny dzieciak, ale takich na dworze jest na pęczki. Co takiego jest w nim, że brat gotowy jest dla niego przeciwstawić się ojcu- dumał nieco zdziwiony.- Jest bardzo młody, wydaje się taki kruchy i bezbronny. Chyba nie będziemy mieć problemów z zastraszeniem go!
Tymczasem Yuriko siedział ze spuszczoną główką smutny i przestraszony. Widział niechęć arystokratów w stosunku do siebie, a po wystąpieniu cesarza nabrał pewności, że będą chcieli ich rozdzielić. Wszystko zależało teraz będzie od jego towarzyszy. Jeśli rzeczywiście to co mówili wczoraj jest prawdą, to czeka ich bardzo trudna przeprawa z rodzinami. On jest dla tych dumnych arystokratów nikim, zwykłą znajdą, której trochę poszczęściło się w życiu. Nie pozwolą, aby wdarł się między nich.-Czy Ashlan z Kaylem kochają mnie na tyle, aby zmienić całe swoje dotychczasowe życie? Będzie to niełatwe zwłaszcza dla księcia, który jest przecież następcą tronu Sheridanu. -rozmyślał zalękniony chłopak.- A ten co się tak dla mnie gapi? Pewnie rozmyśla jak najlepiej namieszać mi w głowie, abym zrobił to co mi każą? Czy oni myślą, że jestem jakimś naiwnym dzieciakiem, którym będą manipulować bez trudu?
- Yuriko, mogę tak do ciebie mówić?- odezwał się arogancko Amal- Chyba wiesz o co ta cała afera? Mam nadzieję, że nie spodziewałeś się wejścia w jakiś bliższy związek z moim bratem. Nie ma szans, by nasza rodzina zgodziła się, abyście nadal utrzymywali ze sobą jakiekolwiek kontakty. Bądź mądry i zrób to co dla ciebie najlepsze.
- Masz na myśli najlepsze dla was-odpalił Yuriko, zmierzywszy księcia równie zimnym i wyniosłym wzrokiem. Wyprostował się i uniósł dumnie piękną główkę.- Sądzę, że nieco się pomyliliście co do mojej osoby. A decyzja nie należy do was, lecz do moich towarzyszy.-mężczyzna spojrzał na niego mocno zaskoczony jego postawą- Och chyba ten słodki  maluch ma jednak jakieś ząbki. Próbuje kąsać, to dość zabawne!
………………………………………………………………………………………………………………..
Tymczasem cesarz Sheridanu z małżonką zaprowadzili Ashlana do małego gabinetu i zamknęli drzwi, wyciszając je nieznanym mu zaklęciem. Rozsiedli się na fotelach przed płonącym kominkiem i wskazali synowi miejsce naprzeciwko siebie.
-Kochanie na pewno wiesz, dlaczego was tu wezwaliśmy- zagaiła matka-szczerze mówiąc powinniśmy to zrobić o wiele wcześniej, jak to proponowałam, ale ojciec oczywiście zlekceważył moje ostrzeżenia.
- Przestań nudzić, nikt nie ma ochoty słuchać twoich wynurzeń- odezwał się niegrzecznie Loren-nie będę owijał w bawełnę, masz natychmiast zerwać wszelkie kontakty z tym chłopakiem! Jeszcze dzisiaj arcymistrz zerwie wasze więzi.
-Czy do tego czasami nie potrzeba naszej zgody?- zapytał cicho Ashlan.
-Oczywiście, że tak. Ale z tym nie będzie chyba problemu prawda?!- skomentował chłodni cesarz patrząc na niego uważnie.- Do tej pory byłeś naszym oczkiem w głowie. Zawsze postępowałeś zgodnie z kodeksem, stawialiśmy cię wszystkim za wzór. Chyba teraz nie zamierzasz nas rozczarować synu- powiedział Loren patrząc z niepokojem na milczącego księcia.
-Nie widzę sensu w kontynuowaniu tej dyskusji ojcze. Nie pozwolę na to, abyś rozdzielił mnie z Yuriko. Nie jesteś w stanie przekonać mnie w żaden sposób do zmiany zdania.
- A jak ty sobie wyobrażasz sprawy sukcesji. Jesteś moim następcą. Jeśli ty zrezygnujesz, kto po mnie obejmie tron Sheridanu? Nigdy nie myślałem, że mój syn upadnie tak nisko, by wziąć sobie do łoża jakiegoś podrzutka i chcieć zalegalizować ten związek. Ty chyba oszalałeś? Skąd wiesz przez ile sypialni on odwiedził wcześniej? Nie znamy przeszłości tego chłopaka- zaczął krzyczeć cesarz zupełnie wyprowadzony z równowagi.
-Nie bądź wulgarny, dobrze wiesz, że to można sprawdzić. Poza tym ja zaświadczę, że mój towarzysz był niewinny, kiedy pierwszy raz go posiadłem, bo tak właśnie było. W dodatku mam naocznego świadka. Skoro tak bardzo przestrzegasz ten przeklęty kodeks, to wiesz co to oznacza, tatuśku-dodał ironicznie Ashlan- A o sprawie dziedziczenie już pomyślałem, więc nie masz się czym martwić.
-Mój boże, tylko mi nie mów, że …-powiedziała matka patrząc na niego przerażona. Nie dokończyła jednak zdania pod ostrzegawczym spojrzeniem syna.
-Zamilcz głupia kobieto! Tu się rozmawia o ważnych sprawach-wycedził do niej cesarz.-A ty chłopcze dobrze się zastanów nad decyzją i pomyśl nad konsekwencjami swoich czynów. Jeśli nie skończysz z tym szaleństwem porozmawiamy inaczej. Odeślę cię gdzieś daleko, gdzie nikt cię nie odnajdzie i dam ci tyle czasu do zmiany zdania ile będzie trzeba. A ja tymczasem zrobię piekło z życia twojego ukochanego. I co ty na to drogi synu?- rzucił wyniośle władca.
-Nic. Kocham Yuriko i chcę z nim spędzić resztę życia. Niepotrzebnie tutaj dyskutujemy. Możemy już wrócić z powrotem do salonu-odpowiedział mu równie arogancko książę.
-Dziecko dlaczego nie powiesz mu…- odezwała się jeszcze raz matka próbując przemówić im obu do rozsądku. Oczywiście Ashlan jak poprzednio przerwał jej wypowiedź.
-Wszystko w swoim czasie mamo. Chodźmy już- jasnowłosy mężczyzna ruszył w stronę drzwi. Za nim podążyli jego ogromnie zdenerwowani rodzice.
…………………………………………………………………………………………………………………….
Podobna sytuacja rozegrała się w innym gabinecie, ale uczestniczyły w niej tylko dwie naprawdę wściekłe osoby. Kayl ze swoim ojcem nawet nie próbowali zachować pozorów dobrego wychowania. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi rzucili się na siebie jak dwa koguty z trudem powstrzymując się od rękoczynów.
-Co ty sobie kurwa myślisz gówniarzy?- darł się Vader nie przebierając w słowach-Chcesz do mojego domu sprowadzić jakąś męską dziwkę? Całkiem straciłeś rozum na widok jego zgrabnego tyłka?
-Kto ci nagadał takich oszczerstw o Yuriko, ty stary baranie?!- wrzasnął na niego Kayl całkowicie zapominając o szacunku- Pewnie ten twój wystrojony jak ladacznica kłamliwy przyjaciel Loren? Jak ten obwieszony klejnotami fircyk śmiał powiedzieć coś takiego? Niech to udowodni ! A ty jak dobra papuga powtarzasz za nim! Nie masz własnego rozumu?!
- Nie mogę uwierzyć, że bronisz tego małego znajdę!- ryknął władca cały czerwony z gniewu.
-Uważaj jak mówisz o swoim przyszłym zięciu. Jeszcze raz go obrazisz i zacznę inaczej udowadniać swoje racje-oburzył się Kayl zaciskając pięści.
-A ja ci wybrałem takiego przystojnego towarzysza i w dodatku z dobrej rodziny. Wiesz pacanie jakie śliczne miałbym wnuki- wyjęczał zrezygnowany Vader zupełnie zmieniając front.-Mam trzech synów, a wszyscy jednakowo bezużyteczni. Żaden nie chce założyć rodziny. Jak już myślisz kutasem, ty nieudaczniku, to chociaż nie mogłeś zrobić mu dzieciaka? Czym ja sobie zasłużyłem na takie durne potomstwo? -mężczyzna w geście poddania się i rozpaczy wzniósł oczy do sufitu. Tymczasem Kayl stał oniemiały na środku pokoju, z wytrzeszczonymi oczami, zastygły w wyrazie nieopisanego zdumienia.-Jego staruszek tym razem przeszedł samego siebie! Nigdy by się nie spodziewał, że usłyszy od niego coś tak absurdalnego. Może biedak zwariował pod wpływem stresu?
-No co tak się dziwisz? Myślisz, że oszalałem. Wiesz ile czasu namawiałem twoją matkę na jeszcze jednego malucha? Ale ta głupia kobieta woli plotkować ze swoimi psiapsiółkami, niż bawić dzieci. Powiedziała mi, że urodziła mi trzech synów, więc niech teraz oni zajmą się przedłużaniem rodu.
-Trzeba było wziąć sobie konkubinę-rzucił Kayl ironicznie.
-Nawet tak nie żartuj, chcesz się mnie pozbyć. Matka wyrwała by mi serce i nakarmiła nim swoje ukochane ogary. Też mi doradca-popatrzył na niego z oburzeniem władca.
-Lepiej już chodźmy. A w sprawie wnuków może da się coś zrobić- czarnowłosy wojownik pochylił się do ucha ojca i zaczął mu coś szeptać z zapałem.
……………………………………………………………………………………………………………………….
I tak znaleźliśmy się znowu w prywatnym gabinecie cesarza Sheridanu. Ponownie zebrali się w nim wszyscy zainteresowani. Zagniewane twarze  obecnych i zaciśnięte pięści niczego dobrego nie wróżyły przyszłym rokowaniom.
-Może usiądziemy?- zaproponowała cesarzowa.
-Co ustaliliście?- zapytał Vader z ciekawością spoglądając na bladego ze złości Lorena.
- Jak to co? Yuriko wraca do twierdzy i tam zajmuje się ochroną naszych granic- odburknął mężczyzna.
- Nie o to pytałem, chodziło mi o nasze dzieci Lorenie i dobrze o tym wiesz.
- Chyba nie sądzisz, że pozwolę synowi na taki mezalians? Prędzej go zabiję własnymi rękami- odparł zimno władca Sheridanu.- A ty co o tym sądzisz?
-Kayl jest wystarczająco dorosły, aby zadecydować sam- odrzekł Vader wprawiając wszystkich w osłupienie.
-Co ty do cholery wygadujesz?- wydarł się na niego Loren porzucając wielkopańskie maniery.
-To co słyszałeś i nie waż się na mnie więcej podnosić głosu! Zajmij się swoją rodziną!- prychnął Vader i zupełnie przestał zwracać na niego uwagę. Zaczął gapić się za to bezczelnie na Yuriko lustrując go od stóp do głów, wyjątkowo szczegółowo oceniając jego okrągły tyłeczek. Zmieszany chłopak nie wiedząc o co chodzi, zaczerwienił się po same uszy.
-Widzę, że zmieniłeś zdanie! Ja w każdym razie zabieram stąd syna-chwycił Ashlana za rękę i usiłował się z nim teleportować w sobie tylko wiadome miejsce. Wypowiedział potężne zaklęcie, które wstrząsnęło murami pokoju.
-Kochanie co ty chcesz zrobić?- krzyknęła zaniepokojona zachowaniem męża cesarzowa.-Skrzywdzisz własne dziecko dla jakiś przestarzałych poglądów?- Brama między wymiarami zaczęła się otwierać ciągnąc obu szarpiących się ze sobą mężczyzn w swoim kierunku z ogromną siłą. Wszyscy zamarli przerażeni. Czyżby cesarz miał zamiar rzeczywiście pozbyć się tak hołubionego wcześniej syna?! Czy arystokratyczna  duma aż tak go zaślepiła, że zapomniał o wszystkim innym?
-Puść mnie, nieee…- krzyknął zrozpaczony Ashlan, nie mogąc wyrwać się z uścisku. Na ten pełne  trwogi słowa księcia Kayl i Yuriko gwałtownie zerwali się ze swoich miejsc. Ruszyli w stronę Lorena z drapieżnymi błyskami w oczach.
-Straż, natychmiast pozbyć się intruzów- wrzasnął cesarz i do pokoju wpadli uzbrojeni po zęby gwardziści. Byli to sami najlepsi wojownicy Akademii. Wybierani spośród tysięcy, mieli chronić rodzinę cesarską przed wrogami. Nie wahając się żołnierze przystąpili do ataku.
-Odwołaj ich –powiedział dziwnie spokojnym tonem Yuriko. Wszyscy spojrzeli na niego, zdumieni jego odwagą. Drobny, delikatny, młodziutki mężczyzna stał naprzeciwko prawie setki wojowników nie wykazując nawet odrobiny strachu. Jego sylwetka zaczęła powoli się zmieniać. Stał się jakby wyższy, a jego srebrne oczy zmieniły się w dwa tryskające energią wiry o pionowych źrenicach. Z małych dłoni wyrosły nagle ostre , zakrzywione, ociekające jadem  szpony.  Ale najbardziej zafascynowały obecnych ogromne, srebrno czarne, wspaniałe skrzydła, które pojawiły się nagle za jego plecami jakby znikąd. Rozpostarł je groźnie na całej długości. Nie wyglądały bynajmniej na ozdobę. Potężnie umięśnione stanowiły z pewnością niezłą broń. Jednym warknięciem zamknął gotowy już do działania portal. Brama zapadła się z trzaskiem. Na ten widok Loren krzyknął z wściekłości i dał sygnał do zaatakowania chłopca. Otworzenie nowej drogi w najbliższym czasie nie było już możliwe. Wymagało to zbyt wiele magii, aby mógł dzisiaj zrobić to ponownie. Yuriko widząc co się dzieje, nie wypowiadając nawet żadnego zaklęcia rozpętał piekło. Pod wpływem jego spojrzenia ciała wojowników rozdzierały się na strzępy pozostawiając na podłodze jedynie krwawą miazgę. Pokój wypełnił się wrzaskami konających. Po kilku minutach  nie pozostał już przy życiu ani jeden gwardzista.
-Odwołaj ich i pozwól nam odejść-powtórzył chłopak patrząc posępnie na cesarza.-Jeśli będzie trzeba zwalę ci twoją chałupę na głowę. Uwierz mi to dla mnie pestka. Mógłbym też wypalić do litej skały całą tą spaczoną planetę, ale mimo wszystko mieszka tu trochę porządnych ludzi- wykrzywił usta ukazując długie, białe kły. -Jak śmiałeś podnieść rękę na mojego towarzysza?! Żyjesz jeszcze tylko dlatego, że jesteś jego ojcem głupi staruchu! Nie masz pojęcia z czym masz do czynienia! Naprawdę myślałeś że mnie zastraszysz? Chciałem po dobroci, ale jak zwykle nie wyszło-wielkie, nieludzkie oczy młodego maga przewiercały cesarza na wylot.

3 komentarze:

  1. Oj to było świetne. Szkoda tylko tych biednych gwardzistów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jakbyś bardzo mnie chciała ukatrupić za zakończenie, to pamiętaj, że piszę dalszą część do tego opa- ,,Mrok w mojej duszy".

      Usuń