piątek, 11 maja 2012

Rozdział 35

Wszyscy zebrani w pokoju patrzyli z niedowierzaniem na rozgrywające się na ich oczach wypadki. Cesarzowa niezmiernie blada osunęła się na podłogę. Vader wytrzeszczał ze zdumienia swoje wielkie szkarłatne oczy, ale widać było, że sytuacja zaczyna mu się coraz bardziej podobać. Zwłaszcza od Yuriko nie mógł po prostu oderwać wzroku. Już kalkulował jakie to silne magicznie wnuki mogą na świat przyjść ze związku z jego synem. Ten pomysł wydał mu się naprawdę godny rozpatrzenia. Amal stał jak skamieniały z wyraźnym obrzydzeniem patrząc na rosnący stos trupów. Zasłonił twarz ręką usiłując się odciąć od dominującego w powietrzu  zapachu krwi i ekskrementów. On w przeciwieństwie do swojego brata nie spędził życia biorąc udział w bitwach i potyczkach. Od dziecka szkolono go na dobrego władcę. Cały jego czas zabierała nauka zarządzania państwem, narady i spotkania. Mimo włożenia sporego wysiłku w opanowanie buntującego się żołądka, w którymś momencie jednak nie wytrzymał i porzuciwszy swoje arystokratyczne maniery  zwymiotował wprost na swój elegancki haftowany złotem surdut. Jedyną opanowaną osobą był Kayl, który widząc co się dzieje, zaklęciem pozbył się walających się wszędzie zakrwawionych szczątków gwardzistów oraz wyczyścił miejsce z jakichkolwiek śladów walki. Tylko walające się wokół porozbijane meble świadczyły o tym co się przed chwilą tutaj wydarzyło. Loren nadal ściskał mocno ramię swojego syna, a jego mina świadczyła wymownie, że  nie wie co dalej ma robić. Nie wiedział czy Yuriko jest w stanie spełnić swoje groźby, ale wolał nie ryzykować konfrontacji, zwłaszcza po niedawnych wydarzeniach. Jego zdrowy rozsądek właśnie powrócił i podpowiadał mu, aby lepiej przeczekał sytuację i zobaczył co z tego wyniknie. Zawsze może uknuć nowy, lepszy plan na pozbycie się chłopaka. Niestety nie docenili tego dzieciaka, bo mieli zbyt mało danych na jego temat. Teraz postarają się bardziej, wiedząc z kim mają do czynienia. Nigdy w życiu nie widział u nikogo takiej niesamowitej mocy. Musi się na ten temat dowiedzieć czegoś więcej. Spojrzał z niepokojem na Ashlana, który od dobrego kwadransa nie odezwał się ani słowem. Wyglądało jakby cała krew odpłynęła z jego twarzy. Widać było, że jest w szoku. Oczy miał szeroko otwarte, nieruchome i patrzył przerażonym wzrokiem wprost na Yuriko jakby nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Robił wrażenie jakby miał zaraz zemdleć. Chłopak widząc jego złe samopoczucie podszedł bliżej i wyciągnął rękę, aby pogładzić go po bladym policzku. Książę odruchowo chwycił i odepchnął jego dłoń z wyrazem odrazy na twarzy.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj. Jesteś potworem- stwierdził cichym, drżącym głosem- o jakich opowiadał mi w dzieciństwie dziadek. Przypomniałem sobie, to znamię na twoim ramieniu to znak czarnych gwiazd, budzącego grozę rodu, który kiedyś terroryzował całą galaktykę. Władali straszliwą mocą zdolną strącać z nieba gwiazdy. Jednym słowem powodowali, że miliony ginęły w okropnych męczarniach. Nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę cię więcej widzieć- odwrócił się od oniemiałego Yuriko i opuścił salon głucho zatrzaskując za sobą drzwi. Po jego wyjściu zalany łzami chłopak osunął się na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Jego drobną sylwetką zaczęły wstrząsać niekontrolowane dreszcze.
-Ashlan, mój piękny Ashlan. Straciłem go na zawsze-szlochał rozpaczliwie jak dziecko -On ma rację, powinienem był umrzeć razem z moją matką. Nikt nie potrzebuje kogoś takiego-poczuł na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Silne ramiona uniosły go do góry i przytuliły do szerokiej klatki piersiowej.
-Ciśś maleńki, jestem z tobą. Ja nigdy cię nie opuszczę. Dla mnie będziesz zawsze moim największym skarbem, nie ważne co zrobisz-powiedział łagodnie Kayl.
- Ja tylko go broniłem. Gdybym tego nie zrobił nigdy byśmy go nie odnaleźli, a on teraz ma mnie za jakieś monstrum z legend. Przecież znamy się od tylu miesięcy. Nigdy nikogo nie tknąłem bez powodu nawet jednym palcem-łkał dalej nie mogąc się uspokoić.-To tak strasznie boli. Czuję jakby ktoś rozrywał na kawałki moją duszę.
-Chodź kochanie, powinieneś odpocząć. Skorzystajmy z teleportu, który na wszelki wypadek dała nam Lirael. Wracajmy do domu- mężczyzna wyjął z kieszeni małą, szarą kulkę rzucił ją na ziemię i już po chwili wszyscy zobaczyli między wymiarową bramę prowadzącą wprost do twierdzy . Yuriko spróbował zrobić krok do przodu, ale zachwiał się i byłby upadł gdyby nie pomoc wojownika. Skrzywił się przy tym łapiąc się za brzuch.
-Kayl coś jest nie tak. Czuję bardzo silny skurcz  i jakby kłucie. Jest mi niedobrze-wyjąkał chłopak i zwymiotował na dywan. Po czym osunął się w ramiona towarzysza całkowicie tracąc przytomność. Przestraszony mężczyzna wziął go na ręce i wszedł w portal znikając obecnym z oczu. Wrota zapadły się za nim z trzaskiem.
……………………………………………………………………………………………………………………….
-Yuriko trzymaj się –szeptał gorączkowo do ucha chłopca- jesteśmy w domu. Zaraz przyjdzie lekarz. Lirael już się tym zajęła- położył nieświadomego niczego chłopca na ogromnym łożu w ich wspólnej sypialni. Przebrał w piżamę zaklęciem bojąc się ruszać chorego, którego drobna sylwetka całkowicie utonęła w puszystej kołdrze. Widać było tylko jego delikatną, zmizerniałą buzię z mocno podkrążonymi, zamkniętymi oczami -Jak ty schudłeś i dlaczego wcześniej tego zauważyłem? Ostatnio faktycznie źle się czułeś, a my to zlekceważyliśmy. Jak mogliśmy być tacy nieodpowiedzialni. Przecież miałem podejrzenia co do jego stanu- Kayl kręcił się niecierpliwie czekając na doktora. Wreszcie do pokoju wszedł niski, pulchny mężczyzna dźwigający pokaźnego rozmiaru skórzaną torbę.
- Nazywam się Kim i jestem lekarzem. Czy to pacjent? – wskazał na leżącego nieruchomo chłopaka.
- Tak to on. Kilka minut temu uskarżał się na ból brzucha, po czym zwrócił zawartość żołądka i stracił przytomność. Wcześniej bardzo się zdenerwował.
-Pozwoli pan, że go zbadam. Jeśli jest pan bliską mu osobą to może zostać.
-To mój narzeczony-odparł Kayl. Doktor tymczasem rozpiął koszulę Yuriko i przystąpił do skanowania jego ciała. Zajęło mu to sporo czasu i kiwał przy tym bardzo poważnie głową mamrocząc coś do siebie pod nosem. Natomiast wojownik coraz bardziej się irytował.
-Długo jeszcze?- zapytał rozdrażniony.
-Właściwie to już skończyłem. Mam dwie wiadomości dobrą i złą, którą pan woli najpierw?
-Oczywiście, że tą gorszą- Kayl popatrzył na niego przestraszony.
-Spokojnie, pański narzeczony musi przez parę dni pozostać w łóżku. Proszę tego dopilnować. Zrobiłem mu zastrzyk uspokajający i będzie przez kilka godzin spał. To korzystnie wpłynie na jego stan.
-A druga nowina?
- Niech pan lepiej usiądzie, bo to może być dla  pana szok. Nie mam ochoty ratować dzisiaj jeszcze jednego faceta. Jestem bardzo zmęczony- odparł lekarz i kiedy zobaczył, że wojownik usadowił się wygodnie na fotelu podjął temat.-Zostanie pan ojcem. Udało się wam spłodzić bliźnięta. Ciąże magiczne są bardzo rzadkie i dość niebezpieczne dla matki, dlatego musi pan teraz bardzo dbać o swojego towarzysza. Nie wolno go stresować, bo możecie stracić maleństwa. Będę przychodził codziennie i kontrolował stan Yuriko. Na mnie już czas. I powodzenia-klepnął poufale Kayla w ramię- będzie wam potrzebne. Radzę sobie strzelić kielicha. Jakoś słabo pan wygląda. Hehe.
Wojownik popatrzył przerażony na oddalającego się, ogromnie zadowolonego z siebie lekarza.-Czego ten palant się tak cieszy? Drań zostawił mnie samego. Jak ja powiem o tym chłopcu? Już wcześniej groził nam, że jak zrobimy mu dzieciaka to się z nami rozprawi. Może on wcale nie chce mieć potomstwa? Co ja teraz biedny zrobię? Powinienem udusić tego palanta Ashlana za to jak się zachował. Za karę nic mu nie powiem o ciąży. Niech się idiota sam dowie-prychnął z oburzeniem- I będziemy mieć dwóch słodkich synków. Będę ich uczył polować i władać bronią. Teraz zostaniemy prawdziwą rodziną. Muszę tylko przekonać Yuriko, żeby za mnie wyszedł- rozmarzył się na dobre wojownik popijając solidnego drinka.
………………………………………………………………………………………………………………………..
 Tymczasem w pałacu cesarza Sheridanu panowała ogromnie ponura i nieprzyjemna atmosfera. Ashlan zamknął się w swoim pokoju i nie chciał z nikim rozmawiać. Siedział tam od kilku dni pijąc tylko wodę. Posiłki z jego sypialni wracały nietknięte. Na wszelkie próby kontaktu zupełnie nie reagował, wyglądało jakby zapadł w jakiś letarg. Władca  z początku zadowolony z obrotu sprawy teraz był coraz bardziej zaniepokojony stanem syna.
-Nie możemy tego dłużej tolerować. Powinniśmy tam wejść  z nim porozmawiać- przekonywał żonę.
- Myślisz, że nie próbowałam? Nie odpowiedział mi ani słowem. Zachowywał się tak, jakby mnie tam nie było. Powinniśmy chyba wezwać specjalistę.
-Oszalałaś kobieto, chcesz żeby rozeszły się plotki, że nasz syn jest szalony.
-No cóż w twojej rodzinie to chyba nic nowego. Kto tylko głosił niewygodne idee ogłaszany był wariatem i zamykany w jakimś dobrze strzeżonym miejscu-odparła złośliwie cesarzowa.
-Zamiast się kłócić lepiej do niego chodźmy- mężczyzna otwarł drzwi do pokoju syna i zerknął ciekawie do środka. Książę siedział w fotelu nieruchomo jak marmurowy posąg. Na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Jakby zastygła w gipsową maskę. Jasne włosy, o które tak zawsze obsesyjnie dbał, teraz miał rozpuszczone w nieładzie na ramiona. Kiedy podeszli bliżej witając się z nim głośno, nawet nie podniósł wzroku.
-Synku, martwimy się o ciebie-matka chwyciła jego lodowate dłonie w swoje-nie jesz, nie odzywasz się. Nie wiemy co robić. Wiem, że teraz cierpisz, ale uwierz mi wszystko przeminie. Jesteś jeszcze taki młody. Zapomnisz o nim i za kilka lat będziesz się z tego śmiał.
-Tego byście właśnie chcieli, prawda?- odezwał się książę zimnym, nieco zachrypniętym głosem. –Teraz nie pasuję wam do obrazu idealnego następcy tronu. Nie ważne, że moje serce zamieniło się w pył. Grunt, żebym nadal dobrze odgrywał swoją rolę. Mój mały chłopiec zamienił się w bestię i nie potrafię nad tym przejść do porządku dziennego. Ktoś kogo kochałem, stał się w demonem jednym ruchem ręki mordującym setkę ludzi, a ty mi mówisz, że będę się jeszcze śmiał? -jego oczy nagle zapłonęły chłodnym blaskiem-Precz, natychmiast wyjdźcie z mojego pokoju i niech was piekło pochłonie razem z całym Sheridanem- krzyknął na przerażonych jego zachowaniem rodziców- Znajdźcie sobie innego cynowego żołnierzyka, bo ten jest już martwy

1 komentarz:

  1. No i się porobiło. Co się uśmialam, to się i poryczałam. I chociaż gdzieś tam od początku to było, kiedy nadeszło...kałuża...
    Ps. Jak przestaniesz pisać, ukatrupie!

    OdpowiedzUsuń