piątek, 11 maja 2012

Rozdział 11

Akademia.
Długim korytarzem szedł, a właściwie wlókł się Ashlan. Za nim jeszcze wolniej podążał naburmuszony Yuriko. Żadnemu z nich nie spieszyło się specjalnie na wyznaczone spotkanie. Dzisiaj mieli zostać oficjalnie przedstawieni elitarnemu kręgowi wojennych magów. Będą tam zarówno wszyscy mistrzowie, jak i udający się na samodzielne misje wojownicy. I oczywiście kadeci tacy jak oni. Zostaną poddani dokładnej lustracji. Obaj wcale nie mieli na to ochoty. Oczywiście każdy z innych powodów.
- Ashlan zaczekaj na mnie! Jeśli jesteś tak bardzo mną rozczarowany to po prostu im to powiedz. Wtedy mnie wyleją i będziesz miał spokój. Nie chcę ci stać na drodze do kariery. Ja tak naprawdę z głupoty wziąłem udział w tych eliminacjach. Nie pomyślałem, że mogę tym kogoś skrzywdzić. Nie spodziewałem się, że mnie przyjmą. Odezwij się do mnie, proszę. Od dwóch dni traktujesz mnie jak powietrze. Nic ci nie pomoże mrożenie mnie wzrokiem i tak w kostkę lodu się nie zamienię- próbował niezręcznie zażartować Yuriko.
- Lepiej byś wcale się nie odzywał jak masz pleść takie bzdury. Jak byś miał jakiekolwiek pojęcie w co wdepnąłeś to wiedziałbyś, że sprawa jest nie do odwołania. Zostaliśmy złączeni w magicznym rytuale i czy nam się podoba czy nie nic nie możemy z tym zrobić. Więc przestań bredzić i idź dalej-książę popatrzył na chłopca z politowaniem- Jeśli będziesz się chciał wycofać to więź cię ukarze. Nie wiem jak, bo nigdy w historii Akademii nikt tego nie próbował.
-Więc ja zaryzykuję! Powiem, że się rozmyśliłem i już. I tak wszyscy mają mnie za głupka i tchórza – Yuriko podniósł rękę i delikatnie położył ją na ramieniu mężczyzny zatrzymując go w miejscu – Dlaczego tak bardzo mnie nie lubisz? Zgłosiłem się, bo myślałem, że możemy się zaprzyjaźnić. Mimo tych wszystkich otaczających cię ludzi wyglądałeś bardzo samotnie. Coś twoich oczach mówiło mi, że tego potrzebujesz! Chyba jednak się myliłem! Masz tyle uprzedzeń, że nigdy nie pozwolisz mi się do siebie zbliżyć.
- Ty myślałeś!! Chyba żartujesz?! W twojej łepetynie jest tylko jedna szara komórka, która nie zdążyła jeszcze się rozmnożyć! Mnie całe życie przygotowywano do bycia władcą. Jak tylko zacząłem się mówić uczono mnie  i wszystkiego co powinienem wiedzieć . Od dziecka wpajano mi do głowy zasady obowiązujące na dworze. Karano surowo za najmniejsze przewinienie. Otrzymanie mistrzostwa w magii wojennej zawsze było moim marzeniem. Od sześciu lat czekałem na towarzysza, który pomoże urzeczywistnić to pragnienie. Jedyne na jakie mi pozwolono. Liczyłem na potężnego maga, ze szlacheckiego tradycyjnego rodu,  który na zawsze pozostanie u mojego boku. Wreszcie miał przy mnie stanąć ktoś, komu będę mógł w pełni zaufać, kto w jakimś stopniu będzie mnie rozumiał. EHH. A tu taki niewypał – zmierzył chłopca od stóp do głów pełnym pogardy spojrzeniem. Usta wykrzywił mu ironiczny, zimny uśmieszek – A otrzymałem takie małe nic, znalezione w  jakimś rynsztoku. Bez wiedzy, rodziny i koneksji. Z magią nad którą nie panuje. Orin miał rację, z tymi wielkimi oczyma i zgrabnym tyłeczkiem nadajesz się tylko do grzania łóżka zimą.
Plaskk! Ręka Yuriko wylądowała z impetem na twarzy Ashlana. Na policzku księcia już po chwili wykwitł paskudny czerwony ślad w kształcie delikatnej dłoni. Chłopak mimo, że nie wyglądał miał naprawdę sporo siły.
- Ty przerośnięta bryło lodu. Może ja mam jedną komórkę, ty za to zamiast mózgu masz zbiór bezsensownych zasad, które wtłaczano ci od dziecka. Wcale nie umiesz samodzielnie myśleć. Powtarzasz jak papuga to co mówili ci inni. A ja miałem nadzieję, że jesteś ponad to. Mam nadzieję, że od tego uderzenia gęba ci sparszywieje. Chamie jeden!! A o mojej pupie, to ty sobie możesz tylko pomarzyć zboczeńcu jeden! Myślisz, że nie widziałem jak się na mnie gapisz? – Yuriko odwrócił się gwałtownie na pięcie i nie oglądając się za siebie popędził w stronę sali spotkań.
- Orzesz ty podstępna mała żmijo, niech ja cię dopadnę! I pomyśleć, że litowałem się nad tobą i nawet własnoręcznie zaniosłem do łóżka! Utopię cię w tym rynsztoku z jakiego wyszedłeś! – Ashlan  pobiegł za chłopakiem usiłując końcami palców złapać go za surdut. Krzyki i przekleństwa obu panów słychać było w całej Akademii. Zebrani w Wielkiej Sali wojownicy z ciekawością nadstawili uszu. Zawsze było tu tak cicho. Od dawna nic ciekawego się nie działo. Nuda i rutyna. Misje ciągle te same. Tylko twarze potrzebujących pomocy się zmieniały. Popatrzyli więc wyczekująco w stronę otwartych  drzwi. Wrzaski na korytarzu zbliżały się do nich coraz bardziej. Prawdę mówiąc wszyscy liczyli na odrobinę rozrywki. I w tym momencie z wielkim hukiem i stylowym poślizgiem wpadł od komnaty Yuriko, hamując z piskiem na woskowanej posadzce i lądując pokazowo na tyłku. Za nim w równie imponującym stylu wbiegł Ashlan i potykając się o siedzącego na ziemi chłopaka wylądował na nim jak długi. I jak to złośliwie bywa w takich sytuacjach ich usta zetknęły się w niezamierzonym pocałunku. Wokoło najpierw zamarła niesamowita cisza, a potem rozległy się gwizdy, oklaski i wybuchy śmiechu. Zgromadzeni naprawdę dobrze się bawili. Ich wspaniały książę, zawsze taki idealny i wyniosły, leżał cały potargany, z czerwonym policzkiem na małym, drobnym, ślicznym chłopaczku i najwyraźniej całował go prosto w usta. To warte uwiecznienia w kronice Akademii koniecznie z obrazkami.
…………………………………………………………………………………………………………………………..
Tymczasem, gdzieś po drugie stronie galaktyki…………..
Przez niezmierzone, górzyste pustkowia jechała grupa uzbrojonych po zęby mężczyzn. Wszyscy potężnie zbudowani, zakuci w połyskujące w świetle księżyca czarne zbroje. Twarze mieli pokryte wieloma bliznami, smagłe jakby wykute z marmuru. Widać było, że to zahartowani w wielu bitwach wojownicy. Ich oczy o pionowych jak u kota źrenicach czujnie śledziły okolicę.
- Kayl, zatrzymajmy się na chwilę. Mam już dość. Nic tylko piach, skały i imitujące drzewa wystające z ziemi suche badyle. Nuuda. Nie ma nawet na co zapolować. Wygląda jakby nie przetrwało tutaj nic żywego. A te cholerne zwierzaki na których jedziemy strasznie cuchną.
Najwyższy z nich, o szkarłatnych, płomiennych oczach rozejrzał się dookoła. Zsiadł z wielkiego zwierzęcia przypominającego skrzyżowanie konia z żubrem. Śmierdziało faktycznie paskudnie, ale podróżowało się nim szybko i wygodnie. Rozprostował szerokie ramiona. Rozłożył ogromne, podobne do nietoperzych skrzydła pokryte lśniącą czarną sierścią.
- Nie marudź Kern, jeśli ta stara mapa się nie myliła to już niedaleko. Z tego wzgórza naprzeciwko nas powinno być widać twierdzę. Ja też jestem głodny i zmęczony. Mój ojciec chyba kompletnie zwariował wysyłając nas na to pustkowie. Co nam może pomóc odnalezienie jakiegoś starego zamku? Ta legenda może nie zawierać ani ziarna prawdy. Szkoda, że nie możemy polecieć, było by znacznie szybciej. Niestety magia tu wcale nie działa, nie da się też używać maszyn.
Zaczęli spinać się mozolnie stromą ścieżką do góry. Nic nie przygotowało ich na widok na jej końcu. Urwisty brzeg kończył się przepaścią nad którą stała stara kamienna brama. W dole szumiał bezkresny ocean. Nad bezmiarem wód wisiały ciężkie burzowe chmury. Na granatowym niebie widać było niewiele gwiazd. Okolicę oświetlał tylko wielki, purpurowy księżyc. Kern podjechał bliżej do ramy. Na szarym łuku widać było jakiś napis w języku elfickim. Jeden z ludzi zaczął przerysowywać runy. Czerwonooki wojownik zsiadł na ziemię i zaczął z trudem sylabizować napis.
- Tylko krew czarnej gwiazdy otworzy drogę przez ocean. Prawowity właściciel musi wejść do twierdzy jako pierwszy i zawrzeć pakt. Ten kto się z nim złączy może prosić o osłonę jakiej nie ma nikt – Kayl wziął lunetę i spojrzał w stronę chmur. Może to złudzenie, ale w powietrzu zasłonięta kurtyną z mgły unosiła się jakby wyspa, a na nie stał potężny zamek. Trudno było w tych ciemnościach stwierdzić coś z całą pewnością. Zresztą i tak się tam nie dostaną. Muszą niestety wrócić do domu i poszukać jakiegoś wyjścia. Skąd oni na bogów wezmą krew czarnej gwiazdy. Ta rasa wyginęła już dawno temu, prześladowana z powodu swoich umiejętności przez zarówno ciemną jak i jasną stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz