piątek, 11 maja 2012

Rozdział 2

Akademia .Wielka  sala.


Aula pełna była młodzieży. Stali grupkami, zażarcie o czymś dyskutując. Widać było, że większość z nich się znała. Były to przede wszystkim dzieciaki z bogatych, arystokratycznych domów, w których z pokolenia na pokolenie przekazywano sobie zdolności magiczne i bardzo dbano o czystość krwi. Tacy jak Yuriko, czyli plebs, trzymali się na uboczu, nieśmiało rozglądając się dookoła. Zdenerwowany chłopak wyruszył w poszukiwaniu kibelka. Musiał się przygotować i sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Szczerze mówiąc coraz bardziej się bał. Ręce zaczęły mu się trząść, w żołądku czuł wielką gulę. Co prawda jego magia powoli wracała, ale wraz z nią powracały także wspomnienia. Wszedł w boczny korytarz i znalazł pustą łazienkę. Najpierw lustro. Z naprzeciwka patrzyły na niego duże, szare oczy okolone gęstymi  rzęsami. Długie, czarne włosy związał z tyłu niedbale srebrną wstążką podkreślającą kolor oczu. Teraz jeszcze zęby, przejechał po nich palcem. Świetnie wszystko co niepotrzebne i ostre pięknie schowane. Jeszcze tylko rzucił okiem na paznokcie - różowiutkie, zaokrąglone, wyglądały zwyczajnie. Oczywiście  dopóki nikt ich nie dotknął. Ale przecież nikt mnie tu po Wszystko w najlepszym porządku. Wyglądał jak zwyczajny uczeń z  przeciętnej rodziny. I o to właśnie chodziło. Jeszcze tylko uciszył ten irytujący głosik  w głowie, który pojawił się wraz z magią i nie chciał się zamknąć. Coś jakby płynąca z oddali pieśń której słów nie potrafił odróżnić. Sprowadzała na niego niepokój i tęsknotę za czymś nieokreślonym. Ze wszystkich sił starał się ją ignorować, aż wreszcie umilkła. A właśnie, o mało nie zapomniałby o czymś ważnym. Skupił się i otoczył bezdźwięczną ciszą. Otuliła jego postać i wyparła wszelkie ślady magii. Teraz był gotowy stawić czoła najlepszym magom Akademii. Powinno się udać. Jeśli będzie nad sobą panować, nikt nie odkryje jego prawadziwej natury.  ,,Jeśli dostanę stopień dostateczny ze wszystkich egzaminów na pewno mnie nie przyjmą. Na jedno miejsce jest tutaj ponad stu chętnych. I potem będę mógł wieść spokojne życie u boku mistrza Zerela i przesadzać z nim roślinki. Bo może to dziwne w moim wieku, ale zupełnie zwyczajne życie było moim największym marzeniem. Układałem ten plan przez cały tydzień i miałem dopracowany w najmniejszych szczegółach. Nic nie mogło pójść źle. Och. Nie miałem jeszcze pojęcia jak bardzo się myliłem."
Raźnym krokiem wyszedł na korytarz. Pierwsza niespodzianka spadła na niego jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Na wprost maszerował nie kto inny, jak jego wymarzony, jasnowłosy mężczyzna. Ubrany w śliczną, dopasowaną do talii, białą, bogato zdobioną szatę. Buty do kolan podkreślały długie, zgrabne nogi. Poruszał się z gracją, jak duży, smukły drapieżnik. Mężczyzna zatrzymał się niespodziewanie, na wprost chłopca i spojrzał na niego chłodno, wyraźnie go rozpoznając. Zmierzył Yuriko lodowatym wzrokiem, od którego zamarło jego serce, a po krzyżu zaczął pełznąć mu nieprzyjemny, zimny dreszcz.
- A co my tutaj mamy. Toż to nasz mały, poranny podglądacz. Jak myślisz, po co ktoś szuka odosobnionego miejsca na treningi? Po to, żeby nikt mu nie przeszkadzał, prawda? - zmierzył  chłopaka pogardliwym, ironicznym spojrzeniem, a pod nim lekko ugięły się nogi.- Chyba należy ci się  niewielka nauczka.
Pochylił się nad nim i przycisnął go do ściany całym ciałem. Jedną ręką chwycił dłonie dzieciaka w nadgarstkach i unieruchomił nad głową tak, że nie mogł ani drgnąć. Drugą złapał go za podbródek i przemocą otwarł mu usta. Wtargnął w nie brutalne swoim językiem nie zważając na protesty malca. Jego kolano boleśnie rozchyliło mu uda. Chłopak zaczął panikować. Pocałunek, o którym marzył od wielu dni zaczął przeradzać się w gwałt. Gdy poczuł, że uchwyt mężczyzny nieco się rozluźnił, wyrwał swoje ręce i nie namyślając się strzelił go w twarz z solidnego liścia. ,,Mam nadzieję, że ślad mojej łapki długo pozostanie na jego policzku."  Zanim napastnik zdążył zareagować, zwinnie prześlizgnął się pod jego ramieniem i zwiał, ile sił w nogach. Zatrzymał się dopiero w Wielkiej Sali. Stanął w kąciku, z dala od innych i usiłował uciszyć oszalałe ze strachu serce. Powoli z każdym oddechem zaczął wracać mu rozsądek. ''Moje upojne marzenie okazało się skończonym, arystokratycznym dupkiem, który jak oni wszyscy myśli, że cały świat do nich należy. Niech go cholera, ale mnie wystraszył. Już myślałem, że po mnie i moim wianku. Niewiele brakowało." Po kilkunastu minutach usłyszał, jak wywołują jego nazwisko. Poszedł w stronę otwartych drzwi.
W Akademii Sheridanu było osiem podstawowych szkół magii. Na czele każdej stał arcymistrz. Większość startujących do tej szkoły chętnych była bardzo utalentowana magicznie, posiadała dwa lub trzy talenty. Usiłowali zdać na te kierunki, z których byli uzdolnieni. Niewielu się udawało. Akademia stawiała bardzo wysokie wymagania adeptom. A Yuriko nie zapisałem się do żadnej konkretnej szkoły. Nie zależało mu. Chciał zdać słabo, tak żeby się nie dostać ,ale by mistrz Zerel nie zorientował się, że coś kombinuję. ,,Pójdę, gdzie mnie zawołają." I właśnie w tym, jak się później przekona tkwił jego błąd .Mój genialny plan okazał się fuszerką. Ponieważ poproszono mnie na egzamin dokładnie po kolei do wszystkich szkół magii. A ja w dobrej wierze starałem się nie wychylać i zdać na dostateczny każdy z egzaminów. Głąb jeden. Jak mogłem być taki głupi. Potem kazano nam przyjść za trzy godziny kiedy będzie ogłoszenie wyników. Jak kazali tak zrobiłem.
..................................................................................................................................................................

Akademia. Miejsce obrad Wielkiej Rady Magicznej.


Za wielkim okrągłym stołem zasiadło ośmiu arcymistrzów oraz dyrektor Akademii. Przy bocznym stoliku siedział sekretarz i pilnie notował najważniejsze fakty z zebrania. Właściwie wszystko już było ustalone, gdy jeden z mężczyzn wstał ruchem dłoni uciszając pozostałych.
- Panowie chyba wkradła się jakaś pomyłka. Mam tu kartę zaliczeniową chłopca o imieniu Yuriko, co prawda wszędzie widnieją oceny dostateczne, ale….
- A więc chyba nie mamy o czym mówić-powiedział patrząc na niego z ukosa dyrektor-z takimi notami młodzik nie ma szans na przyjęcie. Chyba nie chce mi tu pan uprawiać jakiejś prywaty i popierać miernego ucznia, kolego?
-Ależ skąd! Tylko że ten chłopak zdał  wszystkie osiem egzaminów. Taki precedens nie zdarzył się nigdy w historii szkoły. Myślę, że trzeba tą sprawę wyjaśnić. Nawet najbardziej utalentowani uczniowie nie mają nigdy więcej niż trzy talenty! Jakim cudem nikomu nie znany adept ma ich aż tyle i dlaczego o nim wcześniej nie słyszeliśmy.
-Nie ma nad czym rozmyślać drogi kolego. Przyjmiemy go i będziemy bacznie obserwować. Coś tu jest nie tak. Przeoczyliśmy coś ważnego lub mamy doczynienia z naprawdę niezwykłym oszustem. Może pan sekretarzu ogłosić wyniki. Zamykamy obrady.
I tak oto stałem przed tablicą ogłoszeń i nie mogłem uwierzyć w toco widzę. Co prawda na ostatnim miejscu widniało moje imię. Jak to się do pioruna stało, że mnie przyjęli!! Co ja teraz zrobię, a takie miałem piękne plany. Wszyscy dookoła mnie skakali z radości i gratulowali sobie nawzajem. Aja stałem jak kołek i nie wiedziałem co do cholery zrobiłem źle. Zerel będzie zachwycony. Nie mam wyjścia muszę wrócić do domu i wymyślić plan B. Naprawdę nie mogło być gorzej. Spadłem na samo dno. 

1 komentarz:

  1. Już przebieram nóżkami, paluszki mnie mrowią, cóż to się dalej wydarzy...? Gonia

    OdpowiedzUsuń