piątek, 11 maja 2012

Rozdział 25

Las, las, a dalej też las
Musieliśmy niestety wstać wczesnym rankiem. Zapakowano nas do dwóch poduszkowców i wywieziono w siną dal. Wieczorem mieliśmy dotrzeć do Akademii Trewej. Przez wiele godzin jechaliśmy przez bezludne okolice. Tylko las, las, a dalej też las. W południe wszyscy mieli już dość. Zatrzymaliśmy się na posiłek na niewielkiej polance gęsto porośniętej aksamitną trawką. Przez środek płynął niewielki, kryształowo czysty strumyczek. Porozkładaliśmy więc kocyki i zaczęliśmy piknik. Tymczasem nasi strażnicy z niepokojem, bacznie obserwowali okolicę. Profesor widząc ich postawę odezwał się zaciekawiony.
-Panowie co ciekawego jest w tych krzakach, że tak się w nie wpatrujecie? Może lepiej zjedzcie z nami posiłek. Jeszcze daleka droga przed nami- mężczyźni trochę się ociągając usiedli na trawie i rzucili się na jedzenie.
- Profesorze powinniśmy się pośpieszyć. To bardzo niebezpieczne miejsce. Było tutaj bardzo dużo niewyjaśnionych wypadków. Kilka osób zaginęło i nigdy ich nie odnaleziono- rzucił jeden ze strażników. Studenci nieco się zaniepokoili. Zaczęli szybko przełykać swoje kanapki nieco się przy tym dławiąc. Yuriko też siedział jak na szpilkach, kręcił się i wiercił, aż dostał od Ashlana klapsa w wypiętą pupę.
- A tobie co, oblazły cię mrówki? Tak zachęcająco kołyszesz tą dupcią, że Kaylowi prawie ślina pociekła z pyska- zakpił książę .
- Tylko nie z pyska księżniczko- odparł równie złośliwie wojownik- jak wczoraj wzdychałeś obcałowywany przez tą przystojną twarz to jakoś jej wygląd ci nie przeszkadzał.
- Kto wzdychał ty gorylu, to był szum z wentylatora- powiedział zaczerwieniwszy się  Ashlan.
- Lubię te twoje szumy słońce, ciekawe jakbyś mruczał jak włożyłbym w ciebie coś dużego i gorącego- drażnił się z nim dalej zachwycony jego rumieńcami Kayl.
- O zamknijcie się już wreszcie niewyżyci maniacy! Nie widzicie, że kujonki całe popluły się mlekiem przez wasze opowieści – fuknął na nich tak samo czerwony jak książę Yuriko - Kayl ty byś lepiej w te krzaki popatrzył zamiast myśleć tylko o tym jak dobrać się do naszych tyłków. Wydaje mi się , że ktoś nas obserwuje.
- Nikogo nie widzę, nie słyszałem też nic podejrzanego, ale jak tak się boisz to pójdę sprawdzić- wojownik wstał i ruszył w stronę lasu. Jeden ze strażników ruszył w ślad za nim. Tymczasem Ashlan wziął mnie za rękę i pociągną w kierunku znajdującej się opodal niewielkiej jaskini.
- Chodź mały rozprostujemy kości przed dalszą podróżą- poszedłem z nim widząc że chce mnie o coś zapytać. Weszliśmy do środka przez zarośnięte pnączami wejście. W środku było naprawdę przyjemnie. Panował półmrok a pod nogami chrzęścił sypki biały piaseczek. Miejsca tylko było niewiele. W sam raz dla trzech osób.
- Yuriko, chcę cię  o coś zapytać, ale proszę o poważną odpowiedź- powiedział książę nieco niepewnym głosem.- Czy ty nadal podtrzymujesz to co zadeklarowałeś kilka dni temu, że jeśli udowodnimy ci iż seks między nami jest możliwy to zgodzisz się z mami sypiać?
- Oczywiście, że tak-powiedziałem pewnym głosem ale już taki pewny wcale nie byłem. Ashlan przysunął się do mnie bliżej, delikatnie pogłaskał mnie po policzku i czule pocałował w usta. To był bardzo słodki i niewinny pocałunek. Po czym usiadł na piasku i głęboko się zamyślił. Widząc, że zupełnie nie zwraca na mnie uwagi położyłem się obok i zamknąłem oczy. Gdzieś tam, na dnie duszy poczułem obawę. A jeśli im naprawdę zależy, aż tak bardzo, że zgodzą się na moją propozycję? Co ja biedny wtedy zrobię?- zachodziłem w głowę- E tam… Niepotrzebnie się martwię, obaj to urodzeni przywódcy, żaden z nich nie zgodzi się podporządkować drugiemu. Yuriko nie szukaj problemów gdzie ich nie ma. Zrobiło się całkiem przyjemnie i chyba nawet się zdrzemnąłem kiedy usłyszałem krzyk. Obaj poderwaliśmy się na równe nogi i pobiegliśmy do naszych pojazdów. Wokół poduszkowców zebrała się już cała nasza wycieczka. Okazało się, że w  kiedy my spokojnie spożywaliśmy posiłek ktoś uszkodził nasz środek lokomocji. I to w kilku miejscach.
- Nie ma się czym ekscytować moi drodzy! Pewnie jakieś zwierzę dobrało się do karoserii. Trzeba to naprawić i tyle- uspokajał spanikowanych studentów profesor. Strażnicy pokręcili z niedowierzaniem głowami i zabrali się do pracy. Po chwili jeden z nich zwrócił się w naszą stronę.
- Przygotujcie noclegi, nie zdążymy tego naprawić do wieczora. Rozpalcie ognisko, nanieście drewna, tylko nie oddalajcie się od polany i wszędzie chodźcie parami. Wyciągnijcie z bagażnika i przewietrzcie śpiwory. Dawno nie były używane- trzeba przyznać, że wszyscy rzucili się do pomocy. Kujonki narzekały, że powbijały sobie drzazgi do rąk, ale naznosiły cała stertę drewna. Wieczorem nasze leże było gotowe. Dokoła ogniska rozłożyliśmy śpiwory, w garnku wesoło bulgotał gulasz ze złapanych przez Kayla zajęcy. Nasz profesor okazał się niezłym kucharzem. Walił każdego kto chciał chodź odrobinę spróbować łyżką po palcach. Kiedy zabłysły gwiazdy zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Pojazdy zostały naprawione. Jutro skoro świt mogliśmy wyruszać dalej. Las nocą nie wyglądał już tak przyjaźnie. Ze wszystkich stron dobiegały nas nieznane, niepokojące odgłosy. Co jakiś czas słyszeliśmy przeraźliwe wycie jakby warkoty. Zapytany o to profesor wzruszył ramionami. Tak samo strażnicy nie wiedzieli co to mogło być.
-My nigdy nie nocowaliśmy w tym lesie. Zawsze prowadzimy ludzi od punktu do punktu. Zatrzymujemy się w bezpiecznych wioskach i osadach. Taka awaria zdarzyła się nam po raz pierwszy. To miejsce ma złą sławę. Musimy wystawić straże. Myślę że ci panowie mają jakieś pojęcie o walce- i tu wskazał na naszą trójkę.-Będziemy się zmieniać co dwie godziny.
- W porządku – odezwał się w naszym imieniu Kayl - Ja biorę te godziny po północy kiedy sen jest najtwardszy. Po skończonej kolacji położyliśmy się na przygotowanych miejscach. Nikt jednak nie mógł zasnąć. Nieprzyzwyczajona do spania w plenerze gromadka uczniów spoglądała lękliwie w las. Czułem że coś się zbliża, okrąża nas, jest bardzo wygłodzone. Spragnione świeżej krwi. To nie są zwierzęta. To coś znacznie gorszego i niebezpieczniejszego. Wyostrzyłem zmysły. Moje oczy zaczęły się jarzyć srebrnym światłem jak ślepia zwierząt. W krzakach dostrzegłem zarysy czających się sylwetek. Dotknąłem rąk moich towarzyszy.
- Usiądźcie powoli, jakbyście chcieli ogrzać się przy ognisku- szepnąłem –Aschlan zbierz całą gromadkę i zaprowadź ich do jaskini. Zrób to naturalnie jakbyście mieli zamiar iść na spacer albo imprezkę. Powiedz strażnikom by ich pilnowali i wróć do nas.
-Co ty kombinujesz Yuriko?- zapytał zdumiony książę.
- Nie czujecie tego, zaraz zostaniemy zaatakowani. Już wiem dlaczego znikali tu ludzie. To nie zwierzęta tylko demony z rodzaju Cats. Polują w dużych stadach. Mają jad w ogonie i pazurach, więc musimy bardzo uważać. Zaprowadź kujonków w bezpieczne miejsce. Na nic się nam nie przydadzą. Natychmiast- rzuciłem władczo i o dziwo wszyscy mnie posłuchali. Nikt nie próbował dyskutować .Ruszyli do jaskini, a Kayl stanął u mojego boku.
-Rzuć barierę na tą grotę, tak aby do świtu nikt nie mógł z niej wyjść ani wejść- rozkazałem – Myślisz że sobie poradzisz? -spytałem nieco złośliwie. Tam jest ich chyba ze setka.
- Nie bój żaby mały, myśl lepiej o sobie- Kayl rozłożył swoje ogromne czarne skrzydła, które same w sobie były niezłą bronią. Jedno uderzenie nimi mogło powalić konia. Zalśniły niebezpiecznie jego szkarłatne oczy, a źrenice stały się prawie zupełnie pionowe.-Dawno nie miałem okazji komuś porządnie złoić skóry.
- Więc dzisiaj pewnie będziesz miał okazję- wyszczerzyłem się do niego wysuwając długie jadowe kły. Z dłoni wyrosły mi ostre i twarde jak diamenty szpony. Rozłożyłem podobne do jego srebrno czarne skrzydła.
- No no, ale niespodzianka. Wyglądasz jeszcze bardziej przystojnie. A tak naprawdę oczekiwałem czegoś podobnego. Od początku wiedziałem, że za tą fasadą grzecznego chłopca kryje się coś więcej. Czułem twoją moc. Jest niezwykła.
Demony widocznie wyczuły zmianę sytuacji bo zaczęły wychodzić z lasu. Były naprawdę paskudne. Wykrzywione okrucieństwem nieludzkie mordy wyposażone w wielką ilość cieniutkich jak igły zębów. Zakończone kolcami długie ogony i ociekające trucizną pazury dopełniały wizerunku. W ciągu kilku minut zaroiło się od nich na polanie. Na nasz widok przystanęły i zaczęły groźnie warczeć. Klika z nich wysunęło się do przodu.
- Spójrz atakują jak szczury, najpierw wysyłają najsłabsze osobniki na przeszpiegi- Yuriko dopadł pierwszego i rozerwał go na pół szponami. Paskuda  zdążyła jedynie kwiknąć. Kayl  stwierdził ze zumieniem że po tym wyczynie zamiast zaatakować całą grupą demony zaczęły uważnie węszyć i coś niespokojnie szwargotać między sobą. Wreszcie rozstąpiły się i na środek polany wyszedł jakiś większy lepiej zbudowany niż reszta. Podszedł do Yuriko zatrzymując się dwa metry od niego i wykonał zawiły ceremonialny gest.
- Asuna ito thasa, ugru jeno sarrew- zaryczał i podjął łamanym elfickim- moja ziemia jest twoją ziemią Panie, odpoczywaj w pokoju, nikt już nie będzie niepokoił ani ciebie ani twoich towarzyszy. Wybacz popełniliśmy wielki błąd, ale jesteśmy bardzo głodni. Musieliśmy się tu przenieść bo ludzie zniszczyli nasze osady- skinął z szacunkiem głową.
- O twoich problemach porozmawiamy kiedy indziej – odparł Yuriko- Teraz zostawcie nas w spokoju. I przestańcie atakować podróżnych. Jak cesarz przyśle tu swoją gwardię to zostanie z was mokra plama. A najlepiej to zgłoś się do Largasa i powiedz, że ja cię przysyłam. Tylko nie daj się mu oskubać, straszny z niego cwaniak-i w ciągu kilku minut całe stado zniknęło jak zaczarowane. Na polanie pozostało tylko rozszarpane, zimne już ciało.
- Ale ty masz dziwnych znajomych ,a myślałem, że to moi są najbardziej odjazdowi- posłał mi rozbawione spojrzenie chłopcu Kayl.- Ale lepiej nic nie mówmy księżniczce. Mógłby się niepotrzebnie zdenerwować.
- Taa.., jeszcze mu się uroda popsuje. Powiedz lepiej zboczony głąbie, że jak się wkurzy to nie pozwoli się ci obmacywać.
- No właśnie, a ostatnio dobrze się między nami układa. Dzisiaj nawet doszliśmy do porozumienia w wiadomej sprawie- posłał mi przesłodzony uśmieszek wojownik.
- Żartujesz, prawda. Kayl nie wygłupiaj się bo zaraz trzasnę na zawał – Spojrzałem na niego przerażony, a włosy zjeżyły się mi na karku.
- Wcale nie, jak przybędziemy do Akademii Trewej zrobimy losowanie, kto będzie na górze, a kto na dole. Zrobimy dla ciebie piękny pokaz naszych możliwości i liczymy, że się nam potem odwdzięczysz- drań patrzył na mnie z wielkim bananem na twarzy. O bogini zawyłem w duszy. Jestem cymbałem nad cymbały. Ale się załatwiłem. Już po moim wianku. Te łotry są gotowe dać porno spektakl żeby tylko się dorwać do mojego tyłka. Ałć. Ajajajaj…. Może już powinienem zacząć ćwiczyć rozciąganie mojej biednej dziurki. Zrozpaczony usiadłem na trawie trzymając się za tyłek.
Ashlan wkroczył na polanę uzbrojony po zęby i zaskoczony stwierdził, że przeciwnicy znikli jak zaczarowani.
-Już po bitwie, a ja tak liczyłem na trochę zabawy- zapytał niezadowolony. Gdzie Yuriko?
-Jak to gdzie, siedzi tam w tej wysokiej trawie i myśli jak tu nas wykiwać, ale tym razem się mu nie uda –odparł z zadowoleniem Kayl.
-Ej ty, czy ty mu coś zrobiłeś? Dlaczego on trzyma się za tyłek z takim przestraszonym wyrazem twarzy?!
-Myślę, że trenuje, ale nie ma się czy martwić, już niedługo będziemy ćwiczyć razem. Prawda Yuriko?! – roześmiał się wrednie wojownik............

1 komentarz:

  1. Może to jest Twoja pierwsza opka ale jest fantastyczna! Ze śmiechu zejdę, normalnie czad...
    Nigdy nie przestawaj pisać!!!

    OdpowiedzUsuń