piątek, 11 maja 2012

Rozdział 13

Cieszę się, że komuś się podoba to opko. Jeśli chcecie to możecie pisać jakieś propozycje, a ja postaram się je dostosować do swojej wizji ( tak jak ta od S.z o artykuł).  Pozdrowienia dla Maruchan( pisz dalej, bo idzie ci coraz lepiej).



Biblioteka. Kapłanki Selene.
Kobiety już od tygodnia pilnie przeszukiwały regały biblioteki. Niestety do tej pory nie znalazły nic obiecującego na temat czarnych gwiazd. Same pojedyncze  zdania i nic nie mówiące wzmianki. Jedna z kapłanek siedziała przy stole i przeglądała grube tomisko dotyczące latających wysp. Z niepewną miną odwróciła się do swoich towarzyszek. Chyba cos mam, usiądźcie i posłuchajcie.
- Jakieś 2500 lat temu nie było podziału na cesarstwa ciemności (Infernat) i jasności (Sheridan). Oba one wchodziły w skład jednego państwa – Deslibe (desiderio libera- pragnienie wolności). To były złote czasy. Czasy pokoju, dobrobytu i tolerancji dla wszystkich ras. A sąsiednie państwa podziwiały, szanowały i ogromnie zazdrościły nam bogactwa i siły.
- Aleś ty głupia przecież to nie na temat. Te legendy już znamy. Szczerze mówiąc nie wierzę w ani jedno słowo. Wyobrażacie sobie takie zbratanie z mroczną stroną. To przecież niemożliwe. Ten kronikarz musiał coś pokręcić.
- Ty za to jesteś strasznie niecierpliwa. Słuchajcie dalej…..Żaden wróg nie mógł zagrozić cesarstwu. Nikt nie był zdolny przekroczyć jego granic bez pozwolenia. Dokładnie pośrodku Deslibe tkwiła mała planeta, której nazwy nikt już nie pamięta. Na niej, na latającej wyspie stała Twierdza Szkarłatnego Mroku i to właśnie ona wytwarzała ochronną barierę okrywającą całe cesarstwo. Dzięki niej państwo mogło spokojnie się rozwijać nie obawiając się wrogów z zewnątrz. Należała ona do starożytnej rodziny Harash-Andrum .Jej członkowie pochodzili z bardzo rzadkiej, prawie wymarłej już rasy zwanej czarnymi gwiazdami. Byli bardzo urodziwi, a każdy z nich rodził się ze znamieniem w kształcie czarno-szkarłatnej gwiazdy na lewej łopatce. Wyglądało ono jak bardzo misterny tatuaż. Władali potężną magią, ale niechętnie jej używali, zwłaszcza wobec obcych. Byli bardzo zamkniętym, nieufnym i ostrożnym klanem. Do swojego zamku wpuszczali tylko osoby zaprzyjaźnione. Niewielu wiec mogło się pochwalić że widziało od środka Twierdzę…………….Jest tu także dokładny rysunek znamienia. I myślę, że jak chcemy odnaleźć jakąś czarną gwiazdę to tylko po ty możemy ją rozpoznać.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Podejdę do jakiejś obcej kobiety lub mężczyzny i każę się mu rozebrać i pokazać plecy?!
- Nie martw się coś wymyślimy. Może jakaś nowa klątwa bogini, a jej pierwsze symptomy widoczne są na plecach. W ten sposób mogłybyśmy bezkarnie szukać znamienia. W końcu jesteśmy kapłankami Selene. Może warto by było odnaleźć tą twierdzę . Mogły tam zostać jakieś ślady, które nam pomogą.
I tak druga ekipa poszukiwawcza wyruszyła w teren. Nie wiedziały tylko ,że właśnie zaczął się wyścig z czasem. Ale jak to się mówi ,,kto pierwszy ten lepszy” a może jednak nie?
………………………………………………………………………………………………………………………….
Pasaż handlowy. Stolica Sheridanu.
Lendel pokręcił z dezaprobatą głową. Popatrzył na Kyle z politowaniem.
- Zostaw dzieciaka w spokoju! Nie widzisz jak go przestraszyłeś. Czy ty czasem nie zapomniałeś, że potrzebujemy przewodnika, a nie sekspartnera dla ciebie?
-Słuchaj malutki-zwrócił się do Yuriko- nie bój się ten trol nic ci nie zrobi, nie pozwolę na to. Jesteśmy tutaj obcy i szukamy ulicy Venda. Czy mógłbyś nam pomóc? Oczywiście zapłacimy za przysługę.
Yuriko spojrzał na niego z wahaniem w oczach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ten cały Lendel nie miał żadnych szans go obronić przed Kylem, gdyby temu przyszło do głowy coś głupiego. Od czerwonookiego wojownika biła taka moc, że ze znanych mu magów tylko Ashlan mógł się z nim równać. Instynkt ostrzegał go przed gwałtownym i brutalnym charakterem mężczyzny. Z drugiej strony wiedział jak to jest być obcym w nieznanym kraju. Widział jak bardzo są już zmęczeni i rozdrażnieni.
- No dobrze, ale pod warunkiem że ten duży- i tu wskazał na Kyla- nie będzie się do mnie zbliżał. To niedaleko, dwie przecznice stąd.
- W porządku- powiedział Kyle, łagodnym jak na niego i ugodowym tonem- idź przodem, a ja przyrzekam, że będę się trzymał co najmniej dwa metry za tobą.
Yuriko popatrzył na niego zdziwiony. Nie spodziewał się takiej reakcji. Liczył raczej na trochę krzyku i szarpaniny ze strony tego dumnego wojownika. A tu taka niespodzianka. Coś mu się tu nie zgadzało. Podejrzliwie rzucił na niego okiem. Mężczyzna stał wyprostowany z rękami w kieszeniach, swoje oczy schował za firanką długich rzęs skutecznie ukrywając przed chłopcem szelmowskie błyski. Ten nie widząc nic dziwnego w jego zachowaniu ruszył przodem, a za nim Kayl z miną kota który właśnie dobrał się do śmietanki. Przed sobą miał najładniejszy tyłeczek jaki kiedykolwiek widział. Nie mógł oderwać od niego wzroku. To jak się delikatnie kołysał i kręcił w rytm kroków chłopca zupełnie go zahipnotyzowało. Po raz pierwszy w życiu ktoś go tak zainteresował. Miał przecież wielu kochanków. Nie wiedział dlaczego akurat ten maluch tak go pociągał. Czuł, że nie tylko zaczyna pożądać jego ciała, ale i jego magia pędziła w stronę młodziutkiego czarodzieja z ogromną siłą, jakby zachwycona tym co zobaczyła. Na pewno nie pozwoli mu odejść. Znajdzie sposób jak go zatrzymać i obłaskawić.
Tymczasem Kern i Lendel trzymający się nieco na uboczu nie byli zachwyceni zaistniałą sytuacją. Rozmawiali ze sobą szeptem, co chwilę zerkając z niepokojem na idącą przed nimi parę.
- On nam jeszcze narobi kłopotów. Zobacz jak się napalił. Jeszcze go takiego nie widziałem. Jak zawalimy przez niego misję cesarz obedrze nas ze skóry. Mieliśmy go pilnować by nie zrobił jakiegoś głupstwa. Widzisz oznaczenia na rękawach tego chłopaka. Jest kadetem Magicznej Akademii, a wiesz jak oni dbają o swoich. Jak Kayl  dobierze się do tego małego to będą nas ścigać na drugą stronę galaktyki.
-Za bardzo się przejmujesz. Dobrze wiesz jak uparty jest książę. I tak postawi na swoim. A cesarz jak zwykle trochę się popiekli i mu wybaczy. Nie byłby to pierwszy raz- odparł Kern.
Yurico gwałtownie się zatrzymał przed niedużą willą ogrodzoną wysokim płotem. Przez kraty dużej żelaznej bramy widać było zarośnięty i zaniedbany ogród.
- To tutaj. jesteśmy na miejscu. Przed nami dom który wynajęliście. Ja już muszę wracać, pewnie mnie szukają. Mieszkam w Magicznej Akademii. Jak będziecie czegoś potrzebować zastukajcie na moje łącze.
Kern i Lendel weszli do środka, natomiast Kayl został, aby zapłacić chłopcu za pomoc zgodnie z umową. Zaczął iść w jego stronę z szelmowskim uśmiechem na ustach. Jego mina i bezszelestny, koci krok nieco wystraszyły Yuriko. Sposób w jaki poruszał się wojownik skojarzył mu się z drapieżnikiem skradającym się do swojej ofiary. Widział napięte pod dopasowaną koszulą napięte potężne mięśnie. Speszony zaczął się wycofywać tyłem, aż oparł się plecami o bramę. Mężczyzna zatrzymał się przed nim i położył ręce  łagodnie na jego ramionach nie pozwalając mu się odsunąć. Pochylił głowę i zanurzył twarz w jego włosach. Nozdrza rozszerzyły mu się i głośno wciągnął powietrze. Trzymając usta tuż przy jego uszku zaczął szeptać cichym, niskim, lekko schrypniętym głosem, a każde jego słowo wywoływało w ciele chłopca przyjemne dreszcze.
- Smakowicie pachniesz, jak owoce rozgrzane południowym słońcem, jak słodkie ciasto z kremem, jak świeżo rozkwitłe kwiaty pomarańczy. Mam ochotę schrupać cię w całości. Nie martw się to nie czas i miejsce na to. Zaczekam. Nie mogę się jednak powstrzymać przed małym spróbowaniem, tego co masz do zaoferowania. Twoje usta wyglądają bardzo zachęcająco.
Zaczął delikatnie, jakby motylimi skrzydłami muskać swoimi ustami usta Yuriko. Nie chciał spłoszyć stojącego przed nim drżącego stworzenia. Widział jak na jego drobnej buzi zaczynają wykwitać rozkoszne rumieńce. Chłopiec złapał małymi dłońmi za jego koszulę jakby bał się, że upadnie. Jego piękne, srebrne oczy z początku nieco wystraszone wpatrywały się w niego z każdym pocałunkiem coraz mniej przytomnie. Słyszał jak coraz szybciej bije jego serce. Jego oddech przyspieszył, otworzył usta, żeby gwałtownie nabrać powietrza. I z tego momentu skorzystał Kayl  wpychając ciekawski i pożądliwy język do środka.
- Jak słodko, ciepło i wilgotno. Trafiłem do raju- przemknęło mu przez głowę. Jego myśli zaczęła pokrywać przyjemna mgiełka zapomnienia. Całkowicie zagubił się w ustach chłopca. Dla obojga świat zewnętrzny przestał istnieć.
………………………………………………………………………………………………………………………..
Pasaż handlowy. Stolica Sheridanu.
-Gdzie się podziała ta mała żmijka. Orin, mówił że widziano go w pobliżu pasażu handlowego. Tym razem spiorę go na kwaśne jabłko. Co ja niańka jestem. Jak on śmiał wyjść bez mojego pozwolenia – zziajany mocno Ashlan usiadł na najbliższej ławeczce- jak mu się coś stanie to znowu będzie, że go nie dopilnowałem. Musi być gdzieś blisko. Wyraźnie czuję go przez naszą więź. To przecież w  dzielnicy willowej. Co on tam robi? Przecież nie mam tutaj żadnych znajomych! Na szczęście jest blisko. Wstał i wolnym krokiem zaczął iść w kierunku ulicy Venda bacznie się rozglądając. Już po kilku minutach dostrzegł przyciśnięte do bramy dwie męskie sylwetki. Wyglądali jakby zupełnie stracili kontakt z rzeczywistością. Ich ciała ściśle splecione ze sobą ocierały się o siebie. Słychać było wyraźnie przyspieszone oddechy i ciche pojękiwania mniejszego z nich. Wyższy mężczyzna wolnymi, subtelnymi liźnięciami języka pieścił jego szyję. Smakował i wąchał złocistą, kuszącą skórę. Mniejszy cicho pojękując odchylił głowę do tyły ułatwiając mu dostęp do gardła.
Księciu zrobiło się gorąco. Zdradziecki dreszcz zaczął pełznąć wzdłuż kręgosłupa, podbrzusza w dolne partie ciała. Rozgrywająca się przed nim namiętna scena bardzo spodobała się pewnej części jego ciała. Z trudem opanował się potrząsając głową.
- Na Selene!! Co oni wyprawiają?! Nie mają domu czy coś. Zupełne zdziczenie obyczajów. Jak można robić coś tak intymnego na ulicy-pomyślał. Już miał zawrócić, gdy jakiś głośniejszy jęk przykuł jego uwagę.-Przecież on znał ten głos! Czy to czasem nie Yuriko?!
- Cholera jasna!! Ty mały zboczeńcu, co ty tutaj wyprawiasz!!! – wydarł się na cały głos Ashlan zupełnie nie zważając, że zwrócił na siebie uwagę wszystkiego co żywe w całej okolicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz