piątek, 11 maja 2012

Rozdział 32

Dzisiaj o różnych sposobach jedzenia słodyczy. Ważne jest,  aby talerz na którym podano deser, był bardzo atrakcyjny. To pobudza apetyt i wyobraźnię.
-Witaj, mój panie, jestem Lirael, od dzisiaj twoja najlepsza przyjaciółka. Będę wiernie ci służyła. Wiem, że jesteś tego wart, od dawna cię obserwuję.-przestraszyłem się tego delikatnego, kobiecego głosu w mojej głowie. Zaskoczony cofnąłem się do tyłu, przepadłem przez kamień i klapnąłem na pupę tłukąc się boleśnie.
-Nie bój się panie. Zaraz opuszczę dla was most. Twoi przyjaciele, też mogą wejść, ale najpierw niech upuszczą trochę krwi na ornament. Muszę ich bliżej poznać- usłyszałem nieco rozbawiony głosik. Ta pannica się ze mnie nabija. Wstałem stękając i stanąłem na brzegu klifu. Gdzieś daleko, w dole huczał wzburzony ocean. Słońce zachodziło już za horyzontem. Zobaczyłem jak chmury się rozsuwają i zza zasłony wyłania się niewielka, latająca wyspa. Otwarłem szeroko oczy z zachwytu. Miałem przed sobą legendarną Twierdzę Szkarłatnego Mroku. Zamek był ogromny. Zbudowany z czarnego, połyskującego kamienia. Wysokie, smukłe wieże zdawały się sięgać nieba. Postawiono go na urwistej skale. Do środka prowadziła wijąca się, stroma ścieżka. Wziąłem lornetkę, aby mieć lepszy widok. Po drugiej stronie, na wyspie  zobaczyłem podobną do naszej bramę. Zobaczyłem jak mgła kumuluje się nad kłębiącymi się falami i zaczyna przybierać kształt mostu. Już po chwili przed nami rozpościerał się wygodny trakt do zamku. Kayl i Ashlan stanęli po moich obu stronach. Tak jak ja z ogromną ciekawością rozglądali się dookoła. W milczeniu, powoli podążaliśmy w stronę naszego przeznaczenia. To miał być nasz nowy dom. W moje serce wstąpiła nadzieja. Może wszystko się ułoży. Jeśli nasz plan się uda, wreszcie będziemy mieli spokój. Nikt nie będzie się do nas wtrącał i wydawał rozkazów. Wiedziałem, że towarzyszący mi mężczyźni także tego pragną. Całe życie poświęcili dla dobra swoich krajów. Nie mieli normalnego, beztroskiego dzieciństwa. Ich rodziny sterowały nimi od kołyski. Ciągle tylko nauka, praca i obowiązki. Nie mieli okazji korzystać ze swojej młodości. Teraz to się skończy. Musimy tylko mądrze postępować i wykorzystać wszystkie atuty jakie mamy w ręku.
Byliśmy już bardzo zmęczeni. Zamek w środku był równie piękny jak na zewnątrz, ale nikt z nas nie miał ochoty na zwiedzanie. Pragnęliśmy tylko paść na jakieś łoże i zasnąć. No może jeszcze jakaś mała kolacyjka. Żołądki też domagały się swoich praw.
-Lirael, wskaż nam jakąś sypialnię gdzie możemy się umyć i przebrać w czyste rzeczy. Jesteśmy cali zakurzeni. Przydałby się też jakiś posiłek- rzuciłem w przestrzeń przede mną.- Rozmawiam z powietrzem. Teraz to już na pewno wezmą mnie za wariata.
- Jeśli chcecie spędzić noc razem to na lewo jest największa sypialnia. Łoże też powinno się wam spodobać. Hihi. Zresztą sami zobaczycie- zobaczyłem przed sobą kolorowego, świetlistego motyla, który posłużył nam za drogowskaz.I dąc jego śladem wkrótce przybyliśmy na miejsce. Już po chwili siedzieliśmy we trójkę w ślicznym, srebrno zielonym pokoju, którego centralnym punktem było wielkie, zdobione w roślinne motywy łóżko. Oczywiście z haftowanym w niezapominajki baldachimem i śnieżnobiałymi zasłonkami. Prawdziwe cudeńko. Nic tylko paść prosto w jego objęcia. Spokojnie wyspało by się na nim i ze sześć osób.
- Jakby stworzone specjalnie dla nas-zachwycał się Kayl i już miał się na nim położyć, kiedy został powstrzymany przez oburzonego Ashlana.
-Ani się waż ty brudasie. Widziałeś się w lustrze. Jesteś cały w pyle. Zmiataj pierwszy do łazienki- schludny jak zawsze książę zaczął wyciągać czyste rzeczy na zmianę. Nasze bagaże nie mam pojęcia w jaki sposób dotarły tu przed nami.
- Ashlan rzuć mi coś do ubrania-wydarł się spod prysznica wojownik.
-A po co ci ciuchy? Od kiedy ty sypiasz w piżamie?- odparł jasnowłosy, ale zaraz się poniósł i podał mu szlafrok przez uchylone drzwi.-A co się ty nagle taki wstydliwy zrobiłeś misiaczku? Boisz się, żebym znowu nie dobrał się do twojego tyłka –zachichotał książę.
-Dzisiaj jestem zbyt zmęczony na mizianie- odburknął niewyraźnie  Kayl.
- W życiu bym się nie spodziewał, że usłyszę od ciebie coś takiego! Może ty rzeczywiście chory jesteś?- drażnił się z nim Ashlan.
-Odczep się wreszcie ode mnie. Lepiej się umyj, bo będziesz spał na fotelu- odrzekł chłodno mężczyzna wychodząc z łazienki i szczelnie się otulając szlafrokiem. Ominął nas szerokim łukiem i rzucił się na pościel. I jęknął zaskoczony łapiąc się za pupę.
-On się mnie naprawdę boi! Haha- roześmiał się książę-Jak wrócę, to się tobą zajmę mój ty czarnowłosy kwiatuszku! Muszę zadbać o twój zmaltretowany tyłeczek.
W odpowiedzi Kayl zgiął łokieć w dobrze znanym wszystkim geście, a oznaczającym ni mniej ni więcej ,,odpieprz się pacanie’’. Oczywiście ja poszedłem się doprowadzić do porządku jako ostatni. Zeszło mi dość długo. We włosach miałem pełno jakiś paprochów, których nie mogłem usunąć. Kiedy więc wyszedłem moi towarzysze leżeli już na łóżku nadal się sprzeczając. Ashlan usiłował zbliżyć się do Kayla, tymczasem ten uciekał przed nim w popłochu warcząc i prychając ze złości.
-Ty jesteś jeszcze bardziej dziki niż Yuriko. Zatrzymaj się głupku i pozwól sobie pomóc- wołał za nim zdyszany już książę.
- Ani mi się śni. Widziałem ten zboczony błysk w twoich oczach. Nie zbliżaj się do mnie- mężczyzna zanurkował pod kołdrę umykając przed zwinnymi rękami towarzysza.
-Jesteście zupełnie jak dzieci. Gdzie moje sałatka?- zapytałem patrząc na ich wybryki z politowaniem.
-A właśnie- wyjrzał spod nakrycia cały czerwony Kayl- nie jedliśmy jeszcze deseru. Widziałem gdzieś bitą śmietanę i słoik z czekoladą.
- Widziałeś, są nawet wisienki? Nie można zmarnować takiego dobra- Ashlan spojrzał na wojownika z kocim uśmieszkiem.
-Czy mamy też miód?- zapytał mężczyzna spoglądając na niego pytająco i wskazując wzrokiem na niczego nie podejrzewającego Yuriko.
-Wy naprawdę jesteście coraz gorsi. Czuję się jakbym był internacie dla maluchów. Od kiedy tak przepadacie za słodyczami?- popatrzyłem na nich zaskoczony.
-Wiesz kochanie, wszystko zależy od zastawy na której podano deser. Pozwól że ci zademonstruję- książę nagle zerwał się z łóżka, chwycił w ramiona i zaniósł na skotłowaną pościel. Położył mnie na plecach i zaczął rozwiązywać paseczek od szlafroka.
-Leż grzecznie i nie ruszaj się jak na dobry talerz przystało-ujął moje nadgarstki i przywiązał je swoim paskiem do ramy łóżka.
-Co robisz- pisnąłem zaczerwieniwszy się po uszy.
-Jak to co, przygotowuję mój talerz z przekąskami!- odwrócił głowę do Kayla, który jak każdy dobry asystent zaczął mu podawać akcesoria. Najpierw śmietana, którą ten drań  wycisną wprost na moje sutki i zaklajstrował nią pępek. Potem swoje dzieło uwieńczył ociekającymi słodkim sokiem wisienkami. Tymczasem wojownik, uzbrojony w słoik z miodem delikatnie rozsmarowywał złocistą, gęstą masę po moich udach, zwłaszcza po ich wewnętrznej wrażliwej stronie i posuwając się do góry, dotarł aż do najbardziej strategicznych miejsc. Kiedy zaczął paćkać w ten sposób mojego penisa nie wytrzymałem i głośno jęknąłem. Delikatnie gładził łyżką jądra, aż stały się nabrzmiałe i gorące.
-Kompletnie oszaleliście! Jeszcze przed chwilą nie mieliście na nic siły- wyjęczałem wijąc się w pościeli.
- Skarbeńku, wyglądasz zupełnie jak smakowity tort urodzinowy. Koniecznie musimy cię skonsumować. Wiesz jest taki przesąd, że im większy kawałek się zje, to tym większe szczęście nas czeka w nowym roku- wymruczał książę wprost w mój napięty oczekiwaniem brzuszek. Zaczął zlizywać swoje dzieło posuwając się w kierunku sztywnych z podniecenia sutków. Oddychałem coraz szybciej coraz bardziej pogrążając się w słodkim zapomnieniu. Wygiąłem się w łuk i krzyknąłem kiedy usta Ashlana zacisnęły się na stwardniałym, zaróżowionym  gruzełku. Poczułem jak Kayl rozchyla coraz szerzej moje nogi, kładzie je sobie na ramionach i rozsmarowuje między moimi pośladkami jakąś lepką substancję. Po pokoju rozszedł się zapach mlecznej czekolady. W końcu włożył do środka wysmarowany brązową, pachnącą wanilią mazią palec do środka.
-Oż, cholera jasna, przelecicie mnie w końcu czy sam mam to zrobić?- stęknąłem prawie lewitując z posłania. Tymczasem ten łajdak uśmiechnął się tylko i podjął dalsze tortury. Nałożył na mojego biednego, sinego od napływającej do niego gwałtownie krwi  penisa jakiś pierścień, tak abym nie mógł dojść zbyt szybko. Postawił moje nogi z powrotem na kołdrze i przysunął mnie na skraj łóżka. Odłożył wszystkie trzymane w ręku przedmioty i włożył głowę między moje nogi. Zaczął lizać z ogromnym zapałem najpierw sączącego penisa, potem puszyste jądra aż dotarł do drżącej dziurki. Wepchnął mi język do wnętrza rozpychając zaciśnięte mięśnie. Zacząłem krzyczeć z rozkoszy zupełnie już się nie kontrolując. Kayl  poznęcał się jeszcze trochę nade mną, aż w końcu ulitował się i dał znak Ashlanowi. Książę zajął pozycję obok niego. Widziałem jak jego twarde jak skała przyrodzenie zaczyna ronić białe krople. Obaj byli  ogromnie podnieceni, z czerwonymi policzkami i ustami rozchylonymi w szybkim oddechu przedstawiali niezwykle podniecający obrazek. Gdyby nie ta paskudna obręcz, doszedłbym na sam ich widok . Najpierw wojownik rozsunął szeroko moje uda i naparł na moje wejście wchodząc jednym mocnym pchnięciem do środka. Potem książę, odczekawszy chwilę, aż moje ciało przystosuje się do intruza, zaczął ostrożnie zanurzać w miękkim wnętrzu rozciągając do granic możliwości moją dziurkę. Zaczęli się rytmicznie poruszać zwiększając coraz bardziej tempo. Nie przestawałem jęczeć. Raz po raz uderzali celnie w prostatę posyłając do całego ciała rozkoszne dreszcze Zupełnie zatraciliśmy się w swoich doznaniach. Puściły wszelkie hamulce. W tej chwili byliśmy tylko gromadką kopulujących ze sobą zwierząt. Liczyły się tylko ocierające się o siebie gorące ciała. Kayl pochylił się i ściągnął z mojego bolesnego już przyrodzenia ściskający go pierścień. Jeszcze parę ruchów i wystrzeliłem niekończącym się białym strumieniem, który nieomal dosięgnął sufitu. Mężczyźni naparli na mnie jeszcze mocniej mrucząc ochryple z przyjemności. Wkrótce obaj doszli z głośnymi okrzykami spełnienia. Żadnemu z nas nie chciało się ruszyć, aby posprzątać bałagan jaki zrobiliśmy. Zmęczeni i rozleniwieni zapomnieliśmy o czymś małym, a niezmiernie ważnym. Już wkrótce mieliśmy się przekonać, że życie to nieustające pasmo niespodzianek.

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podobają te intymne sceny...tak, tak jestem zboczuchem :) Fajnie, że nie przesłaniają całości a dopełniają ją. No i jak zwykle zakończenie rozdziału sprawia, że pędzę do następnego.

    OdpowiedzUsuń