piątek, 11 maja 2012

Rozdział 8

Mój pokoik.
Musiałem wstać wcześnie rano. O godzinie ósmej kazano stawić nam się Wielkiej Sali. Spiąłem moje czarne włosy luźno na karku srebrną aksamitką. Przygładziłem dopasowany w talii stalowy szkolny mundurek, składający się z długich spodni i zapinanej na rząd małych, metalowych guziczków marynarki zapiętej pod samą szyję. Strój podkreślał moją smukłą figurę akrobaty- szczupłe biodra, ładnie wyrzeźbiony tors i długie nogi. Przeglądałem się w lustrze dość długo. Musze idealnie wyglądać dla,, mojego’’ Ashlana. Koniec z niechlujnym, ubranym w zbyt duże ciuchy Yuriko. Ze szklanej tafli spoglądał na mnie śliczny, średniego wzrostu chłopiec o lśniących z podniecenia szarych oczach i delikatnych smukłych dłoniach. Z kocim wdziękiem obrócił się wokół własnej osi. Po pierwszym spojrzeniu wyglądał na uosobienie niewinności i młodości. Po dokładnej jednak obserwacji ten obraz ulegał zaburzeniu. Na dnie pięknych oczu czaił się jakiś mrok. Czoło unosiło się dumnie, zbyt dumnie jak na skromnego, nikomu nieznanego ucznia Akademii. Cała sylwetka prostowała się i biła od niej niespotykana siła. Uważny obserwator mógł dostrzec otaczającą chłopca niepokojącą aurę. Coś w niej powodowało, że po krzyżu zaczynał pełzać zimny dreszczyk, a w zaniepokojonym umyśle zaczęły się pojawiać znaki zapytania. Niewiele jednak osób zwracało na to uwagę. Niewiele było wrażliwych na te subtelne emanacje. Nie zawsze zdawałem sobie sprawę, z delikatnych zmian w swoim wyglądzie i zachowaniu. Czasami zapominałem się kontrolować. Wygładziłem czoło i uśmiechnąłem się. Zadowolony z tego, co zobaczyłem w lustrze ruszyłem w stronę Akademii.
Akademia. Wielka Sala.
Zebraliśmy się wszyscy w Wielkiej Sali, było nas 20, którzy przeszli przez eliminacje. Zobaczyłem Tessę i natychmiast do niej podszedłem. Jej oczy błyszczały jak gwiazdy, a policzki zaróżowione miała z emocji. Zmierzyła mnie pełnym uznania wzrokiem.
- Hej, Yuriko, ale się wystroiłeś. Wszystkie dziewczyny i prawie połowa facetów gapi się tylko na ciebie. Zastanawiam się, czy powinnam się z tobą zadawać? Stanowisz nie lada konkurencję – roześmiała się i puściła do mnie oczko.
- Taki był plan. Ale szczerze mówiąc wystarczy mi zainteresowanie wiesz, kogo. Nigdzie go jeszcze nie widziałem. Po co tutaj sterczymy?
- Ty nic nie wiesz? Dzisiaj przydzielą nam towarzyszy! Nauka tutaj odbywa się w parach. Starszy adept jest kimś w rodzaju mistrza dla młodszego. Razem spędzają czas, uczą się, wykonują powierzone im zadania i misje. Nie wiem tylko, na jakiej zasadzie są dobierani. Podobno ma to coś wspólnego z rodzajem magii.
Zobaczyłem jak na środek sali wychodzi niski wojownik w barwnej, czerwonej, długiej szacie. Klasnął w dłonie by zwrócić na siebie naszą uwagę.
- Drodzy adepci powinniście być z siebie dumni. Teraz jesteście elitą tej Akademii. Tutaj trafiają tylko najlepsi. Dzisiaj przydzieleni zostaną wam towarzysze, z którymi spędzicie najbliższe 5 lat. To wasz wielki dzień. Po ceremonii udacie się do internatu, który odtąd będzie waszym domem. Przeniesiecie do niego wszystkie wasze rzeczy. Po usłyszeniu nazwiska każdy z was wchodzi do następnej komnaty na pewnego rodzaju test. Sprawdza on z czyją magią wasza będzie współpracować najlepiej – kiedy wyszedł, spojrzałem na Tessę z niepokojem.
- Niezbyt mi się to podoba. Co będzie jak przydzielą mi jakiegoś głąba, z którym się nie dogadam? Będziemy się żreć przez 5 lat?
- Co ty się tak przejmujesz na zapas? Nie słyszałam jeszcze, by się ktoś skarżył!
- Obyś miała rację!
- Nie wierzysz w moją inteligencję? Jak możesz wątpić? – wykrzywiła się do mnie w zabawnym grymasie. Najpierw wywołano jej nazwisko, potem moje. Wszedłem do następnego pokoju i rozejrzałem się z ciekawością. Zobaczyłem duży, okrągły stół, a na nim dookoła stało z 30 małych, kryształowych miseczek wypełnionych krwią. W powietrzu unosił się jej metaliczny, słodki zapach. Niski wojownik podszedł do mnie, schwycił mnie za rękę i delikatnie naciął mój nadgarstek rytualnym sztyletem.
- Podejdź do stołu i upuść po kropli krwi do każdej miseczki! – zrobiłem, co nakazał. We wszystkich naczyńkach obca krew uciekała od mojej. Wyglądało to nieco dziwnie. Moja kropla pozostawała pośrodku miseczki, a czyjaś krew otaczała ją lśniącym, czerwonym wianuszkiem jakby bała się jej dotknąć. Mężczyzna przyglądał się tej reakcji nieco zdziwiony. Dopiero, gdy doszedłem do ostatniej nastąpiła zmiana. Patrzyłem ze zdumieniem jak moja krew miesza się z inną, a z naczyńka zaczyna się unosić niewielka poświata. Wojownik pokręcił głową.
- Tego się nie spodziewałem. Dostaniesz naprawdę niezwykłego towarzysza. On od kilku lat czeka na swoją parę, ale jak dotąd nikomu to się nie udało. To zaskakujące, że ty, taki chłopiec z nikąd, dostąpisz zaszczytu, o którym wielu marzyło. Nie obrażaj się – powiedział widząc moją niezadowoloną minę – nie miałem nic złego na myśli. Dobrze wiesz, że nie znamy nawet twojego nazwiska – wyciągnął rękę i przycisnął jakiś ukryty pod blatem stołu dzwonek. Na ten znak do sali weszli pozostali mistrzowie magii walki. Popatrzyli z niedowierzaniem na wynik testu. Najstarszy z nich, wyglądający na przywódcę rzekł:
- To, co widzimy nie podlega dyskusji! Książę Ashlan będzie odtąd towarzyszem Yuriko. Jeśli ktoś z was ma odmienne zdanie lub jakieś wątpliwości niech powie to teraz lub zamilknie na wieki – rozejrzał się po sali. Nikt nie odważył się podnieść ręki – niech, więc wejdzie i dokończymy ceremonię przydziału -  drzwi do komnaty otwarły się i do środka wszedł  obiekt moich westchnień. Nie mogło być lepiej. He He. Bogowie nade mną czuwają. Warto było dla tej chwili przez to wszystko przechodzić. Wyglądał wspaniale, wysoki o szerokich ramionach wprost stworzonych do przytulania mnie. Ubrany w czarny mundurek ozdobiony na brzegach błękitno srebrnymi zawijasami. Jego piękne szmaragdowe oczy patrzyły na mnie zaskoczone. Przyjrzał mi się z uwagą, a na jego twarzy wykwitł cyniczny, zimny uśmieszek. Jego policzki poczerwieniały z gniewu.
- On ma być moją parą? To jakiś żart, prawda? Jakaś cholerna głupia pomyłka! Jak ten mały tchórz może być moim towarzyszem? To niemożliwe – prawie krzyczał. Pierwszy raz widziałem jak traci nad sobą panowanie, z którego był tak dumny. Chwycił mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać – jak to zrobiłeś mały draniu gadaj? Co to za przekręt? – ściskał mnie coraz mocniej, aż zacząłem się krzywić z bólu. Siwowłosy mężczyzna podszedł do niego i uspokajająco położył mu rękę na ramieniu.
- Tego testu nie da się oszukać. Jest w stu procentach wiarygodny. Jeśli nie pogodzisz się z wyrokiem wiesz dobrze, że będziesz musiał odejść. Zastanów się dobrze zanim odpowiesz Ashlanie! Nie możemy zrobić dla nikogo wyjątku. Nawet dla cesarskiego syna. Tutaj jesteś tylko jednym z wielu adeptów. Szkoda by było tylko zmarnować taki talent jak twój tylko z powodu dumy. Nie sądzisz? Co ty właściwie masz do Yuriko, przecież właściwie nic o nim nie wiesz?
Jasnowłosy mężczyzna opuścił głowę. Głęboko się zamyślił. Widać było, że walczy ze sobą. Wbił paznokcie w dłonie starając się opanować. Kiedy ją podniósł na jego twarzy nie było żadnych emocji, tylko chłodna pozbawiona uczuć maska.
- Dobrze zgadzam się! Postaram się dostosować i być dla niego dobrym towarzyszem. Tylko niech nie oczekuje niczego więcej. To będzie tylko zawodowa współpraca dla dobra nas obu.
Siwowłosy mężczyzna przywołał nas skinieniem głowy. Stanęliśmy obok siebie ramię w ramię.
- Odsłońcie prawe nadgarstki – zapiął na nich cieniutkie, srebrne, pokryte runami bransolety- odtąd macie stanowić jedność. Poprzez naukę i doświadczenie uzyskacie doskonałą harmonię – to powiedziawszy wyszeptał nad naszymi dłońmi szereg skomplikowanych zaklęć. Poczułem jak oplata nas obłok magii. Nasze many krążyły wokół siebie wzajemnie się dotykając. A w moim sercu powoli zaczął narastać coraz większy ból. To nie tak miało być. Mieliśmy się zaprzyjaźnić, poznać, polubić, a zamiast tego on mierzy mnie tym swoim zimnym, wypranym z jakichkolwiek uczuć spojrzeniem. Mało tego, uważa mnie za kogoś gorszego, kto podstępem wdarł się w jego życie. Wręcz mnie nienawidzi. Co ja najlepszego zrobiłem? Właśnie związałem się na 5 lat, z kimś, kto czuje do mnie pogardę i wyraźną niechęć. Jak mogłem być tak zaślepiony? Poczułem zbierające się w kącikach oczu zdradzieckie łzy. Usta zaczęły mi drżeć. Z wielkim trudem próbowałem się opanować, aby się nie rozpłakać. Jak zwykle, z wrodzonym talentem, znowu uczyniłem z mego życia piekło. Widziałem jak mnie obserwuje z okrutnym uśmieszkiem na twarzy jako swoją przyszłą ofiarę. Pewnie wyobraża sobie, jak będzie się nade mną znęcał. A niedoczekanie jego. Już ja pokażę temu arystokratycznemu dupkowi gdzie raki zimują. Jeśli myśli, że właśnie znalazł pokorną owieczkę to bardzo się pomylił. Podniosłem dumnie głowę i patrząc w jego oczy pokazałem mu język.  Może to i dziecinne, ale niech sobie nie myśli, że łatwo mu pójdzie.

1 komentarz: